Absolutnie jestem wzrokowcem- takie kolory i 'krzykliwość' (Cyndi, lata 80.;]) totalnie do mnie przemawiają- uwielbiam to!
No dobra, zanosi się na to, że i dziś nie opiszę tych pięknych, najpierw warszawskich, potem wiejskich i na końcu rzeszowskich, zimowych dni pierwszego tygodnia ferii... Moja pamięć nie jest niezawodna, z każdą chwilą pamiętam mniej, umykają mi, realnie i podczas ich przeżywania- najcenniejsze, najpełniejsze urokiem chwile, drobniutkie, dotykające delikatnie tylko mojego serduszka, darujące radość, ale... skryte, upchnięte w pamięci między tymi wielkimi, z czasem- jeśli nie opisane (och, Virginio...) wysyłane w zapomnienie... Jakże ogromna byłaby to szkoda...
Virginia w swym dzienniku (poniedziałek, 25 października 1920)
"Ta melancholia maleje w miarę jak ją opisuję. Czemu więc nie robię tego częściej? Cóż, próżność mi na to nie pozwala"
N
No tak... W moim tylko przypadku nie opisywałabym 'melancholii' swej- bo owa, póki co (za co jestem wdzięczna Bogini- Królowej, którą od pewnego czasu czczę ponad niebiosa- nie zapominając o pluszakach!) nie oplata swymi łańcuchami ciasno umysłu mego, jak robiła to z Umysłem Virginii... Nie opisywałabym 'melancholii', a chwile, jak pisałam, szczęśliwe, tęczowe, błyszczące i, (och jak ogromnej ilości epitetów potrzebuję...) zachwycające, a jednocześnie w tak niewielkim stopniu treść życia budujące... To przygnębia. Lecz nie! Nie znowu! Nawet w obliczu wszelkich porażek nie dam się słabości i depresji! W gruncie rzeczy mam powodów miażdżąco więcej do zadowoleniu aniżeli do smutku- przecież kupiłam powieść Virginii "Lata" w warszawskim antykwariacie, kilkanaście minut później- w centrum taniej książki esej, tej samej Autorki, "O chorowaniu" (tylko 7zł!), zjadłam wyśmienity obiad w chińskiej restauracji, napiłam się w tym samym miejscu herbatki przepysznej jaśminowej o zapachu bzu w myślach stanowczo stwierdzając iż tak musi smakować ambrozja... Przecież z uniesieniem i wielkimi oczyma spoglądałam na Salę Kongresową myśląc "o rany! przecież to tutaj odbywa się Kongres Kobiet", wielokrotnie uśmiechałam się z bratem na widok "Bank of China", w którym jak jednogłośnie stwierdziliśmy można wziąć pożyczkę w juanach (chińska waluta), ile razy widziałam swoje przyszłe (to taka chwilowa myśl) miejsce pracy- sąd. Jak specyficznie czułam się śpiąc w pokoju przedwojennym i czując silny zapach XIX. i XX. (Ipoł.)- wiecznych książek i mebli, tymczasem słysząc zza okien warkot silników, prędkość pojazdów... I wreszcie- tak wiele twarzy ludzkich, pięknych, sympatycznych, urokliwych, wyjątkowych, 'elektryzujących', którym bezwstydnie się przyglądałam z nieukrywanym zainteresowaniem...
Gdy wracając rozmyślałam o gwiazdach i osobach razem ze mną podróżujących, a już następnego dnia o poranku wciągałam głęboko cudowne, oczyszczające wiejskie powietrze już będąc u babci... Jak niepewnie z niewiadomych powodów czułam się idąc wzdłuż uliczki do sklepu i nieśmiało spoglądając na zmartwione twarze mieszkańców mej rodzinnej wsi...
A już kolejnego dnia gdy z siostrą cioteczką kroczyłam po gigantycznej galerii rzeszowskiej, jeździłam w górę i w dół na ruchomych schodach, piłam gorącą czekoladę zagryzając piernikami w ogromnym Matrasie, w którym również pewien miły pracownik szukał dla mnie Virginii (nie znalazł;/), potem książki o feminizmie (znalazł po długim czasie oczekiwań), którą wraz z poradnikiem kaizen kupiłam :] Potem gdy szukając szczęścia wydałyśmy 'fortunę' na zdrapki, gdy przymierzałam ładniutką wiosenną kurtkę w Bershce i gdy w minigalerii sztuki oceniałyśmy co przedstawia rzeczywistą wartość artystyczną i wreszcie- gdy w azjatyckim barze zamówiłyśmy na wynos trochę jedzonka orientalnego by przejść kilka metrów dalej, rozpakować i zjeść pałeczkami, dzieląc się przy okazji moim (dzięki Bogini zabranym) soczkiem hortex z kartoniku ;] No koniec kdy szukałyśmy czynnej łazienki i gdy przegrałam 4zł w grze o kamerę cyfrową (co za naiwność)... Tego samego dnia wróciłam już tu gdzie jestem teraz- do domu. Brzydko się wyrażę teraz, to gówno prawda, że 'wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej'. Dałabym sobie odciąć małego paluszka u nogi za możliwość wyjazdu gdzieś jeszcze na kilka dni ;]
No proszę... Trochę chaotycznie i nieuporządkowanie, ale cokolwiek jest- opisane :)
Piękne czasy... Nie wycisnęłam z nich pełni uroku, ale tak prowizorycznie, że te wspomnienia gdzieś mieć-gdzieś gdzie jest pewniej niż w mej tylko pamięci.
Wiesz... Akurat pisząc ostatnie zdanie gdy pisałam (to powyżej) Cher zaczęła (bo jej znów słucham) refren piosenki "Song for the lonely"...
"Gdyby płacono nam za każdym razem gdy siebie oszukujemy
spokojnie moglibyśmy się z tego utrzymać"
Może... No.. Pewnie tak, to pewnie racja.
Ale do licha ciężkiego zostawię już to! To zbyt osobiste, bo z głębi człowieka pochodzące, kwestie ;]

Mam jeszcze jedną dobrą wiadomość- mój brat będzie w programie Tomasza Lisa! Wygrał, wylosowano go! Najlepsze jest to, że może wziąć kilka osób, a najgorsze- że chyba tylko pełnoletnie ;/;[
Ostatnia z dobrych (dla mnie) wieści to- jutro chata wolna! :] Rodzinka jedzie do Warszawy!
Pewnie zapytasz się- no przecież tak chcesz się wyrwać- to prawda! Ale nie z rodzinką i tylko na jeden dzień! Warszawa zasługuje na o wiele więcej czasu jej poświęcenie! Spróbuję jakoś sensownie zorganizować sobie czas, zobaczę.
Gdzieś w połowie marca planuję zakup książki o Studiu Ghibli i, co się z tym wiąże założeniu na tym blogu strony filmom Ghibli poświęconej (O Virginii nie zapomniałam! Broń od tego wszelka maso kosmosu!), zacznę oglądać wszystkie od początku i pisać recenzje :] chociaż mam ten durny egzamin już w kwietniu... ;/ Dam radę.
Okej, rozpisałam się...
Dzisiaj w skrócie- Monte Cassino ciąg dalszy, ściąganiu filmu, brzdękanie na syntetyzatorze (mam nowiutki wzmacniacz), dwa zadania z matmy, kaizen, sprawdzenie planu lekcji, hazard (;p), plany, upadki, powstania, porażki, olewka, zdenerwowanie- w totalnym uogólnieniu ;]
Mam zamiar jeszcze zrobić dzisiejszą sesję gier na rozwój umysłu, a potem obejrzeć film, który pół godziny temu mi się ściągnął ;]
Zmykam, przykro mi, że tak niewiele dziś, będzie lepiej :]
Zawsze jest jutro, będzie lepiej, uśmiechnij się, choćby tak jak głupi do sera :]
Muzyk Jackson Browne rzekł kiedyś:
"Kiedy nie wiesz co zrobić – uśmiechnij się." :)
Dobranoc :]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz