czwartek, 21 lutego 2013

Czwartek niewielkich wspomnień

Strasznie jestem kiczowata z tymi 'słodkimi' obrazkami ;P
Absolutnie jestem wzrokowcem- takie kolory i 'krzykliwość' (Cyndi, lata 80.;]) totalnie do mnie przemawiają- uwielbiam to!
No dobra, zanosi się na to, że i dziś nie opiszę tych pięknych, najpierw warszawskich, potem wiejskich i na końcu rzeszowskich, zimowych dni pierwszego tygodnia ferii... Moja pamięć nie jest niezawodna, z każdą chwilą pamiętam mniej, umykają mi, realnie i podczas ich przeżywania- najcenniejsze, najpełniejsze urokiem chwile, drobniutkie, dotykające delikatnie tylko mojego serduszka, darujące radość, ale... skryte, upchnięte w pamięci między tymi wielkimi, z czasem- jeśli nie opisane (och, Virginio...) wysyłane w zapomnienie... Jakże ogromna byłaby to szkoda...
Virginia w swym dzienniku (poniedziałek, 25 października 1920) 
"Ta melancholia maleje w miarę jak ją opisuję. Czemu więc nie robię tego częściej? Cóż, próżność mi na to nie pozwala" 
N
No tak... W moim tylko przypadku nie opisywałabym 'melancholii' swej- bo owa, póki co (za co jestem wdzięczna Bogini- Królowej, którą od pewnego czasu czczę ponad niebiosa- nie zapominając o pluszakach!) nie oplata swymi łańcuchami ciasno umysłu mego, jak robiła to z Umysłem Virginii... Nie opisywałabym 'melancholii', a chwile, jak pisałam, szczęśliwe, tęczowe, błyszczące i, (och jak ogromnej ilości epitetów potrzebuję...) zachwycające, a jednocześnie w tak niewielkim stopniu treść życia budujące... To przygnębia. Lecz nie! Nie znowu! Nawet w obliczu wszelkich porażek nie dam się słabości i depresji! 
W gruncie rzeczy mam powodów miażdżąco więcej do zadowoleniu aniżeli do smutku- przecież kupiłam powieść Virginii "Lata" w warszawskim antykwariacie, kilkanaście minut później- w centrum taniej książki esej, tej samej Autorki, "O chorowaniu" (tylko 7zł!), zjadłam wyśmienity obiad w chińskiej restauracji, napiłam się w tym samym miejscu herbatki przepysznej jaśminowej o zapachu bzu w myślach stanowczo stwierdzając iż tak musi smakować ambrozja... Przecież z uniesieniem i wielkimi oczyma spoglądałam na Salę Kongresową myśląc "o rany! przecież to tutaj odbywa się Kongres Kobiet", wielokrotnie uśmiechałam się z bratem na widok "Bank of China", w którym jak jednogłośnie stwierdziliśmy można wziąć pożyczkę w juanach (chińska waluta), ile razy widziałam swoje przyszłe (to taka chwilowa myśl) miejsce pracy- sąd. Jak specyficznie czułam się śpiąc w pokoju przedwojennym i czując silny zapach XIX. i XX. (Ipoł.)- wiecznych książek i mebli, tymczasem słysząc zza okien warkot silników, prędkość pojazdów... I wreszcie- tak wiele twarzy ludzkich, pięknych, sympatycznych, urokliwych, wyjątkowych, 'elektryzujących', którym bezwstydnie się przyglądałam z nieukrywanym zainteresowaniem... 
Gdy wracając rozmyślałam o gwiazdach i osobach razem ze mną podróżujących, a już następnego dnia o poranku wciągałam głęboko cudowne, oczyszczające wiejskie powietrze już będąc u babci... Jak niepewnie z niewiadomych powodów czułam się idąc wzdłuż uliczki do sklepu i nieśmiało spoglądając na zmartwione twarze mieszkańców mej rodzinnej wsi...
A już kolejnego dnia gdy z siostrą cioteczką kroczyłam po gigantycznej galerii rzeszowskiej, jeździłam w górę i w dół na ruchomych schodach, piłam gorącą czekoladę zagryzając piernikami w ogromnym Matrasie, w którym również pewien miły pracownik szukał dla mnie Virginii (nie znalazł;/), potem książki o feminizmie (znalazł po długim czasie oczekiwań), którą wraz z poradnikiem kaizen kupiłam :] Potem gdy szukając szczęścia wydałyśmy 'fortunę' na zdrapki, gdy przymierzałam ładniutką wiosenną kurtkę w Bershce i gdy w minigalerii sztuki oceniałyśmy co przedstawia rzeczywistą wartość artystyczną i wreszcie- gdy w azjatyckim barze zamówiłyśmy na wynos trochę jedzonka orientalnego by przejść kilka metrów dalej, rozpakować i zjeść pałeczkami, dzieląc się przy okazji moim (dzięki Bogini zabranym) soczkiem hortex z kartoniku ;] No koniec kdy szukałyśmy czynnej łazienki i gdy przegrałam 4zł w grze o kamerę cyfrową (co za naiwność)... Tego samego dnia wróciłam już tu gdzie jestem teraz- do domu. Brzydko się wyrażę teraz, to gówno prawda, że 'wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej'. Dałabym sobie odciąć małego paluszka u nogi za możliwość wyjazdu gdzieś jeszcze na kilka dni ;]
No proszę... Trochę chaotycznie i nieuporządkowanie, ale cokolwiek jest- opisane :)
Piękne czasy... Nie wycisnęłam z nich pełni uroku, ale tak prowizorycznie, że te wspomnienia gdzieś mieć-gdzieś gdzie jest pewniej niż w mej tylko pamięci.

Wiesz... Akurat pisząc ostatnie zdanie gdy pisałam (to powyżej) Cher zaczęła (bo jej znów słucham) refren piosenki "Song for the lonely"...
i zastanawiam się czy ja rzeczywiście jestem samotna- bo to, wbrew pozorom, nie tak łatwo odgadnąć, nie tak łatwo odgadnąć co dzieje się nawet we własnym sercu- a nawet jeśli to czy mi ta samotność nie odpowiada... Niby każdy jest przystosowany do życia w jakiejś grupie, z kimś, zawsze będąc w jakimś stopniu, w jakiejś życiowej materii uzależnionym od tego kogoś. Ja się z tym jednak spieram- być może oszukując siebie... O! Przypomniały mi się słowa jednego z bohaterów powieści "Ręka mistrza" Stephena Kinga, a rzekł on iż...
"Gdyby płacono nam za każdym razem gdy siebie oszukujemy
 spokojnie moglibyśmy się z tego utrzymać"

Może... No.. Pewnie tak, to pewnie racja.
Ale do licha ciężkiego zostawię już to! To zbyt osobiste, bo z głębi człowieka pochodzące, kwestie ;]

Mam dobrą wiadomość! Jeszcze trzy dni i gala Oscarowa! Juuhuuu!!! :D (szkoda, że obejrzałam tak niewiele filmów nominowanych... brak czasu- o! pierwszy raz dziś o nim wspominam! to chyba sukces!)

Mam jeszcze jedną dobrą wiadomość- mój brat będzie w programie Tomasza Lisa! Wygrał, wylosowano go! Najlepsze jest to, że może wziąć kilka osób, a najgorsze- że chyba tylko pełnoletnie ;/;[

Ostatnia z dobrych (dla mnie) wieści to- jutro chata wolna! :] Rodzinka jedzie do Warszawy!
Pewnie zapytasz się- no przecież tak chcesz się wyrwać- to prawda! Ale nie z rodzinką i tylko na jeden dzień! Warszawa zasługuje na o wiele więcej czasu jej poświęcenie! Spróbuję jakoś sensownie zorganizować sobie czas, zobaczę.

Gdzieś w połowie marca planuję zakup książki o Studiu Ghibli i, co się z tym wiąże założeniu na tym blogu strony filmom Ghibli poświęconej (O Virginii nie zapomniałam! Broń od tego wszelka maso kosmosu!), zacznę oglądać wszystkie od początku i pisać recenzje :] chociaż mam ten durny egzamin już w kwietniu... ;/ Dam radę.
Okej, rozpisałam się...

Dzisiaj w skrócie- Monte Cassino ciąg dalszy, ściąganiu filmu, brzdękanie na syntetyzatorze (mam nowiutki wzmacniacz), dwa zadania z matmy, kaizen, sprawdzenie planu lekcji, hazard (;p), plany, upadki, powstania, porażki, olewka, zdenerwowanie- w totalnym uogólnieniu ;] 
Mam zamiar jeszcze zrobić dzisiejszą sesję gier na rozwój umysłu, a potem obejrzeć film, który pół godziny temu mi się ściągnął ;]
Zmykam, przykro mi, że tak niewiele dziś, będzie lepiej :] 
Zawsze jest jutro, będzie lepiej, uśmiechnij się, choćby tak jak głupi do sera :]

Muzyk Jackson Browne rzekł kiedyś:  
           "Kiedy nie wiesz co zrobić – uśmiechnij się." :)

Dobranoc :]

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz