Moje szkolne wypracowania





Serwus na pierwszej, niebędącej główną, stronę założoną na tym blogu! :]
Wiem... Miała być o Virginii, ale póki co nie mam czasu, by jego większą część poświęcać temu blogowi. Moje własne wypracowania na razie wystarczą.
Zacznę od najmłodszego, we czwartek napisanego.

Rozprawka
"Miłość- tematem książek i filmów"

    "Miłość jest największą słodyczą i największą goryczą na ziemi" jak niegdyś, w V w. p.n.e., rzekł wybitny dramaturg starogrecki Eurypides. Już wówczas owo niesamowite, niepojęte w swej złożoności, wywyższane nad niebiosa uczucie było swoiście czymś intrygującym i fascynującym na tyle, by każda kolejna epoka, w każdej z dziedzin artystycznych obierała je sobie za dominujący nad wszystkimi innymi- temat tworzenia.
 Udowadnianie słuszności powyższej tezy jest absolutnie bezcelowe i zbędne- chyba niczego nie można orzec z taką pewnością, jak właśnie tego faktu iż miłość, w każdej ze swych postaci była, jest i będzie najbardziej inspirującą i najczęściej poruszaną kwestią w dziełach zarówno literackich, filmowych, muzycznych jak i plastycznych. W mej pracy więc- argumentami niech będą przykłady takich dzieł- traktujących o szczęśliwym, jednocześnie tragicznym zakochaniu, żarliwej i wielkiej namiętności, słowem- miłości.
    Zapewne najpowszechniej znanym, jednym z najpopularniejszych utworów o 'kochaniu doskonałym', jest 'Romeo i Julia' angielskiego poety i dramaturga XVw.- Williama Szekspira. Opisane w nim słowami bohaterów i tekstami pobocznymi sytuacje, narodziny, rozwój i apogeum miłości, czynię z niego bezsprzecznie wybitny dramat. Uczucie między dwójką potomków zwaśnionych rodów jest tak potężne, iż więź, którą tworzy jest nierozerwalna nawet przez śmierć. "
"Kropla miłości znaczy więcej niż ocean rozumu", to stwierdzenie wypowiedziane z pełnym przekonaniem, być może ku zdumieniu, przez uczonego- matematyka barokowego- Blaise'a Pascala, idealnie odzwierciedla zamysł Szekspira tworzącego swą sztukę. Choć on obdarował parę kochanków oceanem miłości, ale tylko kropelką miłości (w założeniu, że jedno wyklucza drugie).
    Kolejny twór artystyczny, którego fabuły streszczenie w trzech słowach brzmiałoby 'potęga przywiązania i miłości', to film francuski (tegoroczny laureat Oscara) austriackiego reżysera, o jakże już wymownym tytule "Miłość". Niełatwy w odbiorze, w wielu scenach, tych budzących sprzeciw nawet nie do zaakceptowania, ciężki, niczym głaz osiadający gdzieś głęboko we wnętrzu odbiorcy... ale jednak o miłości. Miłości starszej pary małżeństwa, w którym niespodziewanie pojawia się straszliwa choroba żony. Mąż desperacko, pełen współczucia walczy, czy skutecznie warto samemu się przekonać, nawet w obliczu świadomości, iż owa produkcja może pozostawić nieścieralny ślad na naszej duszy.
    "Bywają wielkie zbrodnie na świecie, ale chyba największą jest zabić miłość..."- ostatnim przykładem jednocześnie literackim i filmowym (powieść doczekała się adaptacji) będzie oparta na faktach niezwykła i poruszająca historia Aimee i Jaguara. Niemki i Żydówki- w czasach najpotworniejszych, barbarzyńskich, w czasach drugiej wojny światowej. W 'paszczy potwora'- Berlinie- kiełkuje, rozwija się błogosławione i wyjątkowe uczucie- miłość.
Historia więzi tak specyficznej (która wedle heteronormatywnego spojrzenia na świat może połączyć tylko kobietę i mężczyznę) między dwoma kobietami burzy wryte w umysły wzorce, jakiś konwenans, ale co najważniejsze, już ogólnie w odniesieniu do holocaustu, stanowi przestrogę przed nienawiścią rasową- nazizmem i jego skutkach. Ukazuje iż miłość nie zna ograniczeń ani płci, ani poglądów, ani rasy. Na tym polega jej wspaniałość i boskość.    
Jaguar (Felice Schragenheim) ginie podczas jednego z marszów śmierci. Staje się kolejną ofiarą zagorzałego antysemityzmu, chorej ideologii hitleryzmu.  Aimee pozostaje sama, z nieopisanej wielkości żalem, rozpaczą i świadomością- jedyną- iż właśnie nie istnieje gorsza zbrodnia od zabicia miłości. Lub raczej- zabicia ucieleśnienia miłości. Niejednokrotnie próbowała popełnić samobójstwo, wierząc, że po przejściu 'na drugą stronę'  spotka swą Ukochaną. Niesamowita, porażająca opowieść, przede wszystkim ze względu na swą autentyczność.
    Na zakończenie zacytuję Jana Pawła II, który rzekł iż 'człowiek szuka miłości, bo w głębi serca wie, że tylko miłość może uczynić go szczęśliwym.'
Być może artyści tworzący o tym niebiańskim uczuciu, przez sam akt tworzenia, chcą się do niego zbliżyć? Miłość i pisanie o niej, a szczególnie spoglądając z każdej strony i odkrywając jej wszelkie formy, wbrew pozorom nie jest łatwe. Bo jak już wcześniej pisałam miłość nie zna ograniczeń, nie stawia żadnych warunków.



08.03.2013r.
Spotkanie z duszą pana Cogito

     
      Pewnego słonecznego dnia, będąc u babci na wsi, postanowiłam wybrać się na spacer do lasu. Niczego ze sobą nie wzięłam oprócz potrzeby wyciszenia się i odizolowania. Krok za krokiem doganiały się moje nogi, wędrówka trwała, wiatr przeganiał myśli. Las znajduje się jakieś półtora kilometra od domku mojej babci mimo to dotarcie do niego zajęło mi zaledwie 10 minut. Znajdując się już pośród drzew poczułam jak opanowuje mnie mrok, tajemnica i melancholia tego miejsca. Gałęzie powstrzymywały podmuchy wiatru, liście szeptały coś niewyraźnie. Jakby to miejsce wypełnione było nienaturalną energią, nie z tej ziemi, jakby niewidzialne dusze przechadzały się nie zwracając na mnie uwagi. Poruszona i oczarowana stawiałam kolejne kroki bacznie przyglądając się każdemu drzewu, każdej roślince. Nie wiem jak długo maszerowałam tak w półświadomości, ale wiem co ten marsz przerwało- dotyk czyjejś dłoni na moim ramieniu. Przerażona odskoczyłam w bok ledwo unikając upadku. Kiedy już się pozbierałam spojrzałam na osobę, która zakłóciła mój spokój. Ku zdziwieniu była to staruszka- siwe i poczochrane włosy, zmęczone oczy i obojętny wyraz twarzy, na której ku jeszcze większemu zdziwieniu nie było żadnej zmarszczki. Myślałam, że zapadłam w sen wchodząc do lasu, ale on rozpoczął się chyba dopiero od chwili spotkania staruszki…                        
Patrzyłyśmy sobie w oczy długą chwilę, w jej spojrzeniu- beznamiętność, emocjonalny chłód, w moim- strach i fascynacja. Chciałam cos powiedzieć, ale gdy tylko otwierałam usta ona unosiła rękę czyniąc uciszający gest. Po prostu stałyśmy, może staruszka była gdzieś indziej, rozmawiała z kimś innym? W końcu jej oczy i cała ona były takie... nieobecne.                                                                              
Doczekałam się, podeszła do mnie, otworzyła dłonie. W lewej znajdował się martwy ptaszek przykryty zeschłym listkiem brzozy, w prawej błękitny kamyk leżący na wciąż żywym , zielonym listku brzozowym. Nie wiedziałam co robię, położyłam najdelikatniej jak potrafiłam dłoń na martwym ptaszku. Nie był martwy. Poczułam jego ciepło i powolne lecz regularne bicie serduszka. Po twarzy staruszki zaczęły płynąć rzęsiście łzy kryształowe i błyszczące. Nie wypowiedziała ani jednego słowa, ale ja rozumiałam ją. Szeptała jakby w mojej głowie- ‘odbieracie skrzydła, zabijacie wolność, przepędzacie wasze dusze. Wasze dusze snują się osamotnione, serca ciepłe mają ptaszki, wy macie błękitne kamienie. Zrozum.’ Rozumiałam. Zareagowałam płaczem, płakałam bardzo długo. Płakałam nad tym dlaczego każda z mych łez nie może spaść jako dusza, dlaczego ludzie nie rozumieją…?                                                                                                                                                                        Gdy już się uspokoiłam zauważyłam, że staruszki nie ma, staruszki którą pokochałam, która powiedziała mi tak wiele bez używania słów. Oświetlona blaskiem Księżyca i wsłuchana w cykanie nocnych świerszczy wróciłam do domu.

'Spotkanie z duszą pana Cogito' to jedno z pierwszych w tym roku moich wypracowań ;]
Zadane jako praca domowa na polski po omówieniu 'Duszy pana Cogito' Z.  Herberta.

  
 Wrzesień, 2013 rok.
"Najbardziej niesamowity sen w moim życiu"

   Pewnej letniej nocy przed dwoma laty doświadczyłam wyjątkowych uczuć strachu, ekscytacji, ciekawości i oszołomienia. Wszystkie w jednej mrocznej fuzji zagnieździły się w mojej głowie, a wszystkie spowodował jeden niesamowity sen.
  Schodziłam po schodach sięgającego chmur seulskiego wieżowca po omacku, w gęstym, nieprzeniknionym mroku. Milczące stopnie z każdym kolejnym przestąpionym agresywnie napełniały moją kruchą świadomość miejsca niewytłumaczalnym wstrętem i zdumieniem.
Nagle, jakby po długotrwałym odcięciu prądu wszystkie czerwone światła na klatkach zaczęły migać. Oblał mnie zimny pot, serce podeszło do gardła, a licha nadzieja na zbliżenie się do celu ostatecznie prysła.
Brudem na ścianach okazały się być drobne fragmenty ciała ludzkiego, zalepione i zeschłe. Zniszczone kawałki malunków- zdawać by się mogło autorstwa przedszkolaków przesączone były krwią i gęsto usłane czarnymi włosami. Dreptałam więc- z ogromnym uczuciem ulgi jako niesłyszalna- po włosach! Zdumienie zostało zastąpione przez rozpacz i przerażenie, wstręt nasilił się tak bardzo, że automatycznie wyzwoliłam odruch wymiotny. Wszystkie zmysły poza węchem nagle przygasły, zrobiły sobie przerwę w rejestrowaniu. Zapach, który niczym ostry bagienny podmuch dotarł do moich nozdrzy był odrażający. Tysiące grubych i rzadkich łez zaczęły spływać po twarzy uwolnione pod naporem tych przedtem niedoświadczonych uczuć. Wysilając się po raz ostatni wystawiłam obraz siebie szczęśliwie wyzwolonej z tego chorego jarzma surrealizmu przed umysł i ruszyłam prędzej i mnie niepewnie niż przedtem. Podróż w dół makabrycznych schodów zdawała się nie mieć końca, odór śmierci wciąż się nasilał, a ja na domiar wszystkiego poczułam się obserwowana, Obserwowana nienawistnie, z żądzą ukrócenia mojego niewinnego istnienia. Dopiero wówczas spostrzegłam, że cały czas nerwowo, spazmatycznie drapałam się oddzierając systematycznie kolejne warstwy skóry.
Z otwartych ran oprócz bordowej krwi wypływały długie pasma włosów. Na granicy załamania psychofizycznego , krok przed piekielną przepaścią zbudził się mój zmysł słuchu. Usłyszałam przeraźliwy, nieartykułowany skowyt, obróciłam się gwałtownie i ujrzałam armię trupiobladych demonek z pustymi oczodołami i w szkolnych mundurkach sunących w moją stronę... 
Zanim mój nędzny, senny los się dopełnił obudziłam się. Najmniej spodziewaną reakcją tuż po przebudzeniu z takiego snu uznany najpewniej zostałby śmiech. Tymczasem ja się śmiałam, nie demonicznie, ale szczerze i życzliwie... XD

2 komentarze:

  1. Masz prawdziwy talent! Powinnaś napisać książkę, gdy zaczynam czytać twój blog ciężko mi wrócić do rzeczywistości. Spotkanie z duszą pana Cogito' totalnie mnie wkręciło i wzruszyło. Niesamowite! Magnifico!

    OdpowiedzUsuń