Konbanwa! Znów po japońsku :) I po polsku- dobry wieczór, zamiast serwus, oficjalniej ;p
Powyższy obrazek- Tokio zatopione silniej w blasku swych niezliczonych neonów i świateł wieżowców aniżeli w promieniach słabnących zachodzącego Słońca...
Dzisiaj w szkole rozmyślałam jak cudownie byłoby znaleźć się teraz, w tamtym momencie rozmyślań, w zdumiewającej pod każdym chyba względem jednej z największych stolic świata, tym samym potężnej metropolii- Tokio... :]
Jakież to nieopisanie przyjemne, będąc w szkole (!), siedząc na lekcji, oddać się bez reszty marzeniom, zignorować zupełnie tą twardą rzeczywistość, posłać ją do diabła, choć na jakiś czas, niedługi... "oddalić się od powierzchni i jej twardych, wydzielonych faktów"- jak pisała w "Śladzie na ścianie" Ukochana Virginia, (zdaje się, po raz drugi cytuję te słowa:]).
Och, ale przecież, (co stanowi chyba dodatkową karę ekstra od Boga chrześcijańskiego za schrupanie diabelskiego owocu.;p) takie błyski podczas których umysł odpływa daleko, są właśnie błyskami... krótkimi, intensywnie nasyconymi emocjami takimi jak uniesienie i swoista ekstaza, ale krótkimi, prędkimi, onirycznymi...
Co za pretensjonalność epitetów! :P Whatever... Autentycznie się tak czułam!
Ale... przejdę do początku, a początkiem był Chaos, a oto Chaos...
Bullshit! Nie taka jest moja wizja Chaosu i nie od TAKIEGO początku chciałam zaczynać ;p
Mym początkiem będzie... noc wczorajsza, noc oscarowa, noc ciemna, ale w mym małym pokoiku oświetlona promykami mych emocji, oczarowaniem bogactwem i prestiżem Gali... a także słabiutką jasnością bijącą od mej starej i wysłużonej lampki ;]
Więc... wstałam o 2.00, zwlokłam się właściwie z myślami typu- cholera, podnieta minęła, nie chce mi się wstawać, będę jutro jak powstała ze zmarłych (jak nasz Pan Jezus), niczym zombie z podkrążonymi oczyma nieobecnymi... i taka byłam, ale o tym zaraz... Więc, łatwo się domyślić iż prawie zrezygnowałam!!! Słodki Boże! Ale nie! dałam radę- wstałam, ugotowałam wodę na herbatę (w pierwszym zamierzeniu na kawę) w mym małym elektronicznym czajniczku po czym wyszłam na balkon by zabrać wystarczająco schłodzony jogurt śliwkowy, włączyłam komputer, cichutko zeszłam na dół, w myślach wściekając się- jak mogłam o tym zapomnieć?!- by wziąć jabłko, które miałam zjeść podczas ogłaszania wyniku w kategorii ostatniej.
Okej, jabłko jest, czerwona herbata jest, jogurt też, komputer włączony: czas na szukanie stronki emitującej ceremonię (bo te do których linki podałam były oszukane...). Trochę mi zeszło aż znalazłam po polsku, z canal +. Mniej więcej pierwsze 2,5h było fantastycznie! Wcinałam jogurt, popijałam herbatą i zachwycałam się każdą obecną na gali gwiazdą. Bajecznie tak było do czasu... gdy włączył mi się limit! Byłam wściekła i zdesperowana, szukałam szybko strony innej- choćby obcojęzycznej... Znalazłam- austriacką ;p Komentowali po niemiecku, ale cała reszta w angielskim, więc nie najgorzej.
Ceremonia dobiegła końca koło 6.00, żadnych niespodzianek, Lawrence najlepszą aktorką, Day-Lewis aktorem, Anne- drugoplanowa, Argo- best movie, Miłość- najlepszy obraz nieanglojęzyczny.
O rany! Położyłam się na godzinę do łóżka, nie chciałam wstać, mój organizm bronił się jak mógł przed opuszczaniem łóżka... lecz musiałam. Poszłam do szkoły, gdzie ekscytowałam się Manifą i Oscarami, ale dłużej drzemałam, gdzie co najpotworniejsze- runęła moja Piękna feriowa Rutyna... ;[ po szkole oczywiście- sen, do 20.00, po tejże godzinie cokolwiek do szkoły, Tomasz Lis, znów związki partnerskie?!, ksiądz- oszołom i błogostan... Sen...
No i dzisiaj! Jezusie, jaki to koszmar. Napisałam przed chwilą- Runęła moja Rutyna.
Dziś po szkole z jej gruzów próbowałam wygrzebać choć strzępów czynności najbardziej 'kaizen', najbardziej wartościowych i rozwijających... Nawet ze skutkiem pozytywnym!
Najpierw brzdękanie na syntetyzatorze, potem KAIZEN... "Rozpoznawaj małe momenty"...
niepozorne okoliczności prowadzące do czegoś wielkiego, jak Archimedes zażywają przyjemnej, gorącej, popołudniowej kąpieli, absolutnie przypadkowo odkrywa prawo wyporu wody (czy coś w ten deseń, wiesz zapewne Czytelniku lepiej, nigdy nie byłam dobra z fizyki i jej wszelkich praw i reguł;p). Tak niepozorne czynności! A rewolucjonizują często nie tylko nasze, ale i większej grupy ludzi życie! (Nie, no taki prosty zjadacz chleba jak ja to tylko swoje życie może zmienić aż na taką skalę...;p)
"Prawdziwego twórcę można poznać po tym, że potrafi dostrzec coś istotnego w najpowszechniejszych i najdrobniejszych rzeczach".
~Igor Strawiński
"Aby dostrzegać obietnice niesione przez małe momenty, trzeba być osobą ciekawą świata i mającą otwarty umysł"
~dr Robert Maurer, 'Filozofia kaizen'
"Bycie wielkim w rzeczach małych oraz bycie prawdziwie szlachetnym i bohaterskim w najdrobniejszych szczegółach codziennego życia to cnota na tyle rzadka, że aż dająca powód do świętości"
~Harriet Beecher Stove (amerykańska pisarka i działaczka społeczna/ XIXw.)
Gdybym tylko miała więcej czasu i ochoty... Nie mogę zerwać kolejnej nocy...
Streścić się muszę;p
Potem do miasta kupić osiem lizaków czupa czups ;p zjadłam tylko jednego do tej pory...
Powrót, fantastycznie!- część mej rutyny, jeszcze przedwczoraj tak nienawidzonej dziś ukochanej- Monte Cassino! :D, 1,5 h, poczynań aliantów na Wzgórzu Zamkowym!
Lecz po tym czasie, część nowa przyzwyczaić się do której trzeba- biologia... szkoła, lekcje ;[
W tej chwili wewnętrznie zapłakałam :[ Ja chcę do Warszawy! Ja chcę na Manifę, ja chcę się jutro wyspać, ja chcę znowu ferie! A propos Manify, wymyśliłam fajowe hasełko;]
'NIEPODLEGŁA POLKA?
NIE, PÓKI W RZĄDZIE DEMOLKA...'
idealne prawda? ;] w nawiązaniu do głównego hasła Manify "O Polkę niepodległą".
Choć słucham Rammsteina...
wcale mnie to nie pobudza, nie chce mi się nawet odrywać palców od klawiatury...
Ale ze mnie zrzęda! Odeszły we mgłę gęstą te pokłady pozytywnej energii, które w sobie magazynowałam jeszcze przed i w trakcie ferii... Ale to pewnie chwilowe!
Czytałam kiedyś, gdzieś, że organizm jeżeli nie otrzyma odpowiedniej porcji snu, a brońcie pluszaki, nie będzie spał całą noc (żołnierze podczas kampanii włoskiej- pewnie nie tylko tej;p- nie spali nawet kilka dni, a czasem- kilkanaście...) przez następne dni będzie się regenerował- co boleśnie odczuwam podczas porannego wstawania (Boginio, jak mi się udało?! dziś było na 7.10!). Życie. Najbanalniej i jeszcze jak mało precyzyjnie.
W każdym razie- obawiam się, że ten wpis zaliczę do gorszych, po cóż ja je w ogóle tworzę, jeżeli nie czuję się na siłach... Tyle mam do opowiedzenia, tyle się każdego dnia wydarza, a ja jestem tak niewiarygodnie próżna
"ta melancholia maleje w miarę jak ją opisuję. Czemu więc nie robię tego częściej, cóż, próżność mi nie pozwala".
Pocieszam się tym, że Virginia, jak z powyższych słów z Jej dziennika wynika, czasem czuła się podobnie...
No tak- chciałabym być jak Virginia Woolf... ;] oto moje marzenie...
Chyba spadam, mam o czym pisać, ale nie chce mi się- najprościej, poza tym- i obawiam się, że, wyjątkowo, to jest silniejszy powód- muszę kłaść się spać by jutro nie mieć takich problemów z wstaniem jak dziś... A prezentacja z infy nie zrobiona, ćwiczenia z bioli niedokończone, o matmie i edukacji już nie wspominając... Szkoła stanowczo zbyt brutalnie wtargnęła w me, podczas ferii, na nowo uformowane życie- może zbyt prędko i zbyt silnie się do niego przywiązałam...
Witałam się po japońsku, żegnam po hiszpańsku ;]