Nie wiem jak żyć szalone życie. Dzisiaj wracając ze szkoły busem, obserwując zieleń, błękit, tak anielsko urocze miejsca, kąciki, domki, ulicę Rybacką w Zawichoście, spoglądając na port i Wisłę i płaskie asfaltowe uliczki, po których doskonale jeździłoby się na desce... w mojej głowie walczyło ze sobą mnóstwo głosów, mnóstwo przeklętych mnie. Wyłapałam w tej strefie świadomej tylko trzy z nich. Jedna, najsilniejsza, 'nie najrozsądniejsza', ale najbliższa obecnej mnie, och, na Boga!- stanowiąca kompletną całość mnie, sprzeczała się, delikatnie, z ironią, kpiną, lekceważeniem z dwoma pozostałymi słyszalnymi... Na litość boską, krew mnie za chwilę zaleje!- przerywałam kłótnie hałaśliwymi, ostrymi myślami. Ileż was jest w mojej głowie?! To, moi mili bogowie, jest pewna chorobliwa i mroczna era w moim 'życiu'. To chyba już ten czas, gdy po spojrzeniu w zwierciadło śmiercionośnej wody rzecznej ujrzę topielca, a nie istotę tonącą. Zdaje się, że jest za późno. Gładziłam swoje wyobrażenie o sobie długimi impresjami typu "ja przecież miałam okres gdy rzeczywiście zawzięcie biegłam, gdy byłam zwyczajnie szczęśliwa i szczera wobec siebie, bez ułudy, nie było strachu- niedługi czas, owszem, ale on był, on istniał w moim życiu...". Potem, jakby wedle oczywistej zasady fizycznej, nadchodziła analiza teraźniejszości. "Teraz czołgam się (i upokarzająca wizja), czołgam się do jakiejś nędznej mety na odludziu, bez światła, naga, drapię ziemię paznokciami, odrywają się, skóra z palców odpada, odpływa razem z krwią, zostawiając upadlający bordowy ślad; nie mam żadnego odzienia, żadnej osłony, żadnej skorupy, nie posiadam też łez, wielkie nieba!, oto jest fenomen klęski!"... Ale przecież... Nie! Milcz! Znikajcie zjawy! Umiem skutecznie zagłuszyć te poprawne i 'lepsze' fragmenty mnie. Wątroba straszliwie jest nabrzmiała. Napełniły ją już uczucia demoniczne, rozpacz, ból, lęk, miłość, nienawiść. A te dwa sporne z głównym głosy no i- oczywiście- głosy osób, którym na mnie 'zależy', będą pieprzyć o 'skłonnościach autodestrukcyjnych mojej duszy'. Co wy o mnie wiecie i czego chcecie się dowiedzieć? Niech was diabli! Nic nie minęło, grzechy są tajemnicą i cnoty też. Zniknijcie, przepadnijcie. Zajmijcie się własną ścieżką nad przepaścią, zbierajcie na niej tyle kwiatów, ile tylko wasze ramiona zdołają pomieścić! Ale wara od moich spopielonych ziół i traw! Ja pragnę tylko głuchej ciszy i absolutnej samotności i niezależności. Kocham was, uwielbiam was, podziwiam i chcę was przenikać, ale mnie podajcie proszę jeden raz na zawsze, na tacy z brązu, gliny czy plastiku, jedną najwspanialszą abstrakcję spośród wszystkich- Spokój. Jakby mnie nie było, jakbym nie trwała w żadnej z chwil, w żadnej z pór dnia, tygodnia, roku, w żadnym z ziemskich miejsc, pomników czy pomieszczeń...
Wstałam kilka minut po 4. Natychmiast, jak elektroniczna maszyna po przyciśnięciu odpowiedniego guzika, rozpoczęłam swój rytuał upiększania, szykowania, oczyszczania. Najpierw nasypałam Pani Mao karmę, następnie zebrałam wszystkie potrzebne do przechodzenia kolejnych etapów przedmioty. Suszarka, spray do włosów, fioletowa kredka do oczu, termos... Zeszłam na dół trzęsąc się z zimna i przeklinając ćwierkające za oknami ptaszyny. Łazienka, zawzięcie staram się rozczesać kołtuna, słyszę, że deszcz rozpadał się na całego. Elegancko... Admin czyli 'Instancja Najwyższa' zezwala mi na przejście do następnego levelu. Pod prysznic, najpierw włosy, faza pierwsza. Peeling, żel do twarzy, pumeks, szczotka, płyn o zapachu maliny z czekoladą. Dwie następne fazy z włosami. Mniej więcej 40 minut. Zęby i suszenie i spryskiwanie. Kreski. Niedobrze mi wyszło, zmywam, poprawiam, w nieskończoność. (wiem czego mi trzeba) No, odfajkowane, przeszłam następny poziom. Szykowanie śniadania. Surimi, waza, pomidorki, suszone śliwki i żurawina, ciasteczka owsiane z żurawiną, zbożowe z orzechami, musli, czerwona herbata. No, nie jest źle. Jestem już w drodze, leje, nie mam parasolki. Nie mogłam znaleźć klasy, bo okazało się, że zmienił nam się plan. Ale w końcu znalazłam. Edukacja dla bezpieczeństwa, czuję się fantastycznie, mam w sobie mnóstwo wigoru, nareszcie wstąpił we mnie dobry nastoletni duch, radosna, przebojowa nastolatka. Dwa języki polskie. Pierwszy właściwie cały w bibliotece- nie ma naszej pani, mamy zastępstwo- pokazywanie filmików własnej produkcji. Drugi na jedzeniu śniadania i słuchaniu muzyki i opowiadaniu o horrorach XD Wfu też nie ma. Oglądamy jakieś zabawne filmiki na yt, a ja przeglądam sobie ilustracje z 'Historii śmierci', którą rano wypożyczyłam w bibliotece szkolnej. Kultura i mój filmik z sondy i inne i przepisywanie zeszytu z hiry i w końcu coś dla mnie- zajmujemy się kinem, mamy nagrać horror! W sumie teraz jak się nad tm zastanawiam to dochodzę do wniosku, że powinnam była przepisać się do grupy z dramatem... od razu miałabym, być może, filmik na konkurs... No cóż... Jeszcze nie wszystko stracone, mam czas do 15 czerwca. Historia... nie wiem... PRL? Skutki II wojny dla Polski, komunizacja Polski, nic co by mnie specjalnie zainteresowało. Na starówce z papierosem i koleżankami. Miałam iść do galerii szukać żurawiny, ale zrezygnowałam. Już nie chodziło o pogodę, bo przejaśniło się, ale o to, że nie chciało mi się i tata zadzwonił żebym wracała bo obiad wstawia. No więc przyjechałam busem 13.50, pokierowana jakimś dziwnym impulsem po tych wszystkich (rano znalazłam grosika w kałuży) rozmyślaniach i kłótniach pod moją czaszką, poszłam do kolportera po zdrapkę. Jak buntownik, stawiając pewne i twarde kroki i słuchając 'Tak jak Bolek i Lolek'. Kupiłam Super Lotka, wróciłam do domu, przebrałam się, zjadłam ryżu z warzywami ("I TAK BĘDĘ SKAKAĆ PO TAPCZANIE I NIGDY SZARE ŻYCIE MNIE NIE ZŁAMIE!", ale ja znów klęczę...) i kawałkami kurczaka, umówiłam się z koleżanką na deskę na 17.- mam jeszcze 40 minut. Posmutniałam. Poczerwieniałam. Policzki jakoś bez powodu nagle pokryły się łzami, cieplutkimi, dziewiczymi, pierwotnymi, jaskiniowymi, ludzkimi... No i włączyłam komputer, zaczęłam pisać. Tajemnice, niczym jesteśmy bez nich, potrzebuję ich silniej niż tlenu i wielokrotnie silniej niż pokarmu.
SZARE POSTACIE
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz