Dzień jak co dzień, z małą różnicą, że jednak nie do końca xd W sumie... wszystko było ostatnio, jak sinusoida, raz gwałtownie, raz spokojnie, przewracane do góry nogami! Moja kondycja psychofizyczna, z pewnością, legła by w gruzach załamań, stanów maniakalno- depresyjnych i całym swym niematerialnym ciałem zanurzyłaby się w gęstej beznadziei gdyby nie... deska, Bestia, muzyka i filmy ;d. To mnie utrzymuje w równowadze, względnej, ale jednak! No dobrze... Weekend minął, nie pamiętam kiedy ostatnio pisałam...
Dzisiaj. Obudziłam się przed 4. Nie chciało mi się wstawać, zamknęłam na chwilkę oczy i otworzyłam je ponownie dopiero o 4.41! Znowu! Nie lubię wszystkiego robić pośpiesznie i niedokładnie. Wpędza mnie to w trudną do zmycia irytację i złość. Ale ogarnęłam się i zdążyłam. W busie nudno, wyjątkowo, bo z książką od chemii w dłoniach! Pieprzona chemia! Pierwszy w-f. Przyjechałam już w stroju, ale i tak na lekcje spóźniłam się 10 minut i nie zaliczyłam biegów, zbrakło czasu, przesiedziałam całą lekcję na parapecie gadając z koleżankami. xd. Matma... Pisałam, półuchem słuchałam, ale w lwiej części mój umysł zajmowały oczywiste myśli zmartwienia. Kraśnik. Potem polski. Omawianie spraw wycieczkowych (a wczoraj napisałam to przeklęte wypracowanie, notatkę, przeczytałam Makbeta i dwa streszczenia -.- ...) i niewiele lekcji. Ale jednak szczypta Petrarki i jego wyśmienitych poetycznych słówek o miłości xD Angielski, przedtem papieros. Rysowałam demonki na podręczniku i wyłapywałam błędy koleżanek prowadzących dialogi na jakieś nieciekawe tematy. Religia. Śniadanie :) Surimi, pomidorki, waza, keczup, rukola, ciastka, żurawina... kurwa! co za rozpusta i zachłanność! Bogowie, pluszaki i gwiazdy już mnie za to karzą... Nudny film o rzekomych chrystusowych cudach. Chemia ;((( Po kiego diabła? Za jakie grzechy? Czy z samego licha przybyły te wzory i zbędne absolutnie reakcje? (no, przynajmniej dla mnie) Tak. Księżyc o tym krzyczy. Dobra nie będę mieszać Pana Nocy w sprawy tak nieistotne i trywialne jak chemia xd. Zawaliłam. Dała osiem zadań otwartych. Duszki moich wielu serc mi świadkami- uczyłam się dużo, zdecydowanie więcej niż na sprawdzian poprzedni. A będzie bania :( Nie mam do tego bańki, mój mózg to odrzuca, nie akceptuje, wniosek o przyjęcie wiadomości z chemii oddalony. Kaput. Brak wyjścia. Nie będę się przeciwstawiać swej naturze, inaczej mnie krew zaleje strumieniami xd. Francuski, polewka z Baśką, nudy, senność, chłód, niskie ciśnienie, dreszcze, ale wciąż dużo śmiechu i Ju-on XD. Do domu, na przystanek, jeszcze fajka. Rajska pogoda, wielbmy za nią niebiosa i podziemia! Perfekcyjna na deskę! Optymizmu pełna, wychodzę z busa, witam koleżanki ciepłymi słowami 'nareszcie ciepło!' i spotykam przy wyjeździe z naszego gimnazjum naszą byłą wychowawczynię ^^. Urocza istota, wymieniłyśmy ze sobą kilka zdań- ona wyjeżdżała już, więc nie miałyśmy dużo czasu... Zapytała, wiadomo, o szkołę, o dojeżdżanie, o klasę. Powiedziała też- jakby żeby zakryć to zmieszanie na końcu rozmowy, gdy już nie ma o czym mówić, a spotyka się kogoś dość bliskiego po długim okresie czasu...- żebym czasami coś napisała do niej. Przytaknęłam z grzeczności i obydwie ruszyłyśmy w swoją stronę, być może by już nigdy więcej się nie skontaktować. Wracając do domu zastanawiałam się o czym niby miałabym do niej pisać... To, co mi przychodziło do głowy tylko wprowadziło mnie w stan irracjonalnego rozbawienia xd. W domu. Sama. Wyciągam z zamrażalki chińskie warzywa, stawiam patelnię z olejem na ogień, czekam. Zrzucam z siebie naszyjniki, pierścionki, niewygodne części garderoby, myję się odrobinę. Olej rozgrzany. Wrzuciłam warzywa, jeszcze trochę brokuł i cebuli do tego. Mieszam, czekam- optymalny czas- 15 minut. Biegam po domu, sprawdzam co u pani Mao. Warzywa gotowe. Do tego dużo pikantnego keczupu i dokument o dzikiej Tajlandii ^^. Dobrze. Puszczam muzę z radia, palę spokojnie, w samotności kojącej w kuchni. Jest stabilnie, ale półsmutnawo. Zgasiłam w umywalce, wywietrzyłam, posłuchałam chwilę jeszcze radia, wróciła siostra, ścisnęłam paskiem spodnie i ruszam na deskę! XD Po naszej ulicy, cudownie, nieziemsko! Równiutki asfalt "KEEP TRYIN'" !!! Ollie mi nie wychodzi, ale staram się, próbuję i nie przestanę! Potem na cmentarz, jeździć, jeździć. Trąbią auta, nauczyciele spoglądają dziwnie, odpowiadają na moje pozdrowienia. Jadę sobie beztrosko. Nic mi nie przeszkadza, oprócz odwiecznego wroga- żwirku xd, ale nawet z nim się już trochę oswoiłam! Ale zapomniałam dodać, że przed samą jazdą zadzwonił tata, kazał być w domu o 16.30 (była 16.), bo on już z Kraśnika wrócił i jedzie tylko zrobić jeszcze drobne zakupy. Bałam się, że zobaczy mnie na głównej i ukatrupi, więc najpierw pojechałam na cmentarz. Po powrocie rozmawiałam z mamą przez telefon, napisałam coś z przedsiębiorczości o korupcji gospodarczej w Polsce, włączyłam kompa, zbadałam sprawy na fejsie i już wybiła godzina 18.10- czas poszukiwania filmu na wieczór i sporządzania kaszki ;]. Obejrzałam 'Tamten świat samobójców' (6/10)- nie tak surrealistyczny jakby tytuł mógł wskazywać :(. Dlatego taka niska ocena.
Obejrzałam w przerwie paląc na strychu i wiercąc się trochę i rysując Dezzire, upierzoną na turkus mnie XD
Potem, rzecz jasna, znów na deskę... I to był prawdziwie anielski widok, nie wiem jak go nazwać. Ten zachód słońca i 'heaven is a place on earth'... niesamowite... i ja śmigam z górki, zapach bzu, ziół, rozlane barwy oranżu, czerwieni, żółci, fioletu na niebie... nic się poza tym nie liczy. Dobra, chyba się już dzisiaj nie sfazuję na stan natchnienia poetyckiego... nie dam rady xd uwierzcie bez tego, proste słowa- przepięknie, jak w raju, jak ptak, jak wyzwolenie...
Wróciłam, trochę zła, że już taka późna pora i musiałam przestać jeździć. Wydrukowałam pracę z wosu, posprzątałam po Zyźku, który nasikał u mamy i u mnie w pokoju -.- kurwa mać... uprasowałam sobie jakieś ciuchy (i tak nie wiem w co się ubrać...), przebrałam w piżamę i zaczęłam pisać i spadam już po za dziesięć minut wybije 23., a jutro trzeba przed 5. wstać ;/. Dobranoc karaluchy :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz