Velkommen! Po duńsku!
Tam, w Danii, jest przyjaźniej dla takich ludzi jak ja ;]
15 marzec! 5 calutkich dni po Manifie! Ostygam wciąż!
Klasycznie, najpierw Virginia...

Poniedziałek, 15 marca 1937r.
"Zbyt wiele rozmów- Julian i Bunny- dlaczego żyjemy w taki sposób, że na widok naszych najstarszych przyjaciół i siostrzeńców wracających z Chin doświadczamy czegoś na kształt dreszczu żalu- to znaczy przygnębienia, że umyka nam spokojny wieczór? Julian zdecydowany i dość skupiony na sobie. Myśli tylko o tym co powinien uczynić. Jednak, jeśli to, co powinien uczynić, ma służyć całemu światu, to należy mieć wyrozumiałość dla tego ostrzenia żelaza o granitowy blok."
*Julian Bell- siostrzeniec Virginii WoolfZnając Virginię odrobinę, bo chyba tylko w nieznacznej części można Ją 'poznać', będzie można wywnioskować z tych słów co czuła, jaką rzeczywistą treść zawierały myśli...
Mój dzień...
:D Zaczął się klasycznie, z małą wielką zmianą- mam na 8.45!, wysłuchałam połowy hitów z płyty Marii 'Jezus Maria Peszek', manifowy przebój kilkakrotnie, no i- oczywiście- 'Break the chain'! Wstałam 0 7.30. Chciałam przed konkursem z matmy przypomnieć sobie parę wzorów i funkcje, ale plany te licho pochłonęło ;p Nie było to konieczne (ta nauka) bo jak się w szkole okazało- konkurs odwołany! Przyczyna? Pogoda! ;D Śnieżyca, wichura, zamieć, mróz- miodzio, dzięki bogom i wszystkim pluszakom- na Manifie było równie zimno, ale spokojniej. Dzieciaki- uczestnicy nie dojechali. Jaka szkoda! Dowiedziałam się tego przeprowadzając badania w pokoju nauczycielskim ;p (co najmniej dwa słowa w poprzednim zdaniu powinny zostać osłonięte cudzysłowem, ale nie chciało mi się go tworzyć;p). Krótka wymiana zdań z wice i ruszam wpół zadowolona, wpół wnerwiona do klasy- na lekcje polskiego. ("Jezus Maria Peszek niepotrzebne skreślić!") Uśmiech szeroki na twarzy i wchodzę do pomieszczenia upośledzenia polskiego systemu edukacji- boringu! Coś tam wytłumaczyłam polonistce 'wielkiej wiary i miłości do Boga', usiadłam, oparłam zniechęcona głowę o zaciśnięte w pięści dłonie, zamknęłam oczy i pozostałam w takiej pozycji do dzwonka, który odezwał się jakieś 10 minut po moim wejściu. (najdłuższe spóźnienie w mej historii...;p).
Druga lekcja... geografia. Też coś wytłumaczyłam panu dlaczego nie mam książek (było 13 osób, skrócone lekcje ze względu na dowozy tych z okolicznych wsi). Na moją prośbę (ponieważ chciałam sobie pospać) przesiadłyśmy się z koleżanką tam gdzie mogłam oprzeć się o ścianę ;p Kolejna lekcja- matma. Pani rozdała nam jakieś testy egzaminacyjne z ubiegłych lat, coś mi rzekła o tym konkursie. Ta lekcja trwała 15 minut- o 10.15 mieli odwóz. Git majonez, dla mnie to fantastycznie! ;] Ale i tak zostałyśmy jeszcze z moją koleżanką chwilę w bibliotece bo zgodziłam się pomóc jej w napisaniu wypracowania ' o miłości'... W ogóle to, potem przebierając się już w szatni, stwierdziłam, że przecież mogłabym zarabiać na takim odrabianiu za kogoś pracy domowej! Będę sprzedawała swe wypracowania!
Cały dzień, od pobudki zapewne do zaśnięcia słuchać będę Marii Peszek ;] Tak też było w szkole (Audrey Hepburn? to niezły argument... ale... milczenie pozostanie błogosławioną, automatyczną ochroną... Sorry Polsko, Sorry Polko, my- feministki mówimy- Sorry Polsko, a Polska mówi- sorry Polko... co słychać u Marii Peszek, co u pani która sprzedała mi koszulkę?, co u dziewczyn z którymi na Manifie się przywitałam? co z panem, z którym mam brzydką fotkę, może śpi już na dworcu?, co z tamtym gejem, który tak bardzo chciałby urodzić dziecko? co z panią, która 'lubi swoją cipkę?', co z dziewczynami z zakładu poprawczego, doceniającymi walkę i poświęcenie sufrażystek?, co robią w tym momencie? Są 'na wyścigach wyścigowych'?, jakie znaczenie mają spojrzenia pań W., pań G., pań M.?, kiedy będę 'już' szczęśliwa?)
Ech... licho nie śpi.
Po szkole mimo wichury śniegowej, aby dłużej posłuchać MArii Peszek, postanowiłam odprowadzić każdą z koleżanek. "Ściana płaczu, ściana śmiechu, zamiast jednej ściany dwie"- obrót, uśmiech i myśli klasyczne przy martwej wierzbie- pierwszy po pierwszym prawdziwym etap podróży.
Zapomnijcie o powyższych słowach! Napisałam jej pod wpływem bólu świadomości, który nawiedził mnie pierwszy raz od dwóch dni- przeklinam go, ale przecież sama się na niego skazałam! Pochłonęłam wszelkiego Zła świadomość jednorazowo, z pokusy, zjadłam owoc, szatan mnie ukochał, ach nie, przecież ja jestem dobrym człowiekiem, dobrą feministką, współczującą i spokojną. Stop!Over.
Wracając już do domu (po odprowadzeniu ostatniej koleżanki), wychodziłam z pewnego tunelu (dobra akustyka ;p) śpiewając głośno 'Pan nie jest moim pasterzem...', a tu... grupka ludzi! i jeszcze poślizgnęłam się! Na szczęście nie słyszałam czy się ze mnie śmiali (słuchawki w uszach...), sama do siebie z siebie w duchu się śmiałam.
Tylko wariatka, szalona istotnica wybrałaby się na przechadzkę ( na biegun północny) w takich warunkach! Dobrze! Określiłam się już (właściwie określiła mnie jakaś bezimienna osoba trzecia;p)- wariatka.
W domu zjadłam tylko kanapkę (wciąż słuchając...wkrótce ogłuchnę) i położyłam się spać. Pobudka o 16.00, obiad. Po obiedzie, ponieważ niezwykle tęskni mi się do Monte Cassino, postanowiłam zacząć czytać dawno już wypożyczoną książkę o Auschwitz...
Przeczytałam tylko wstęp polskiego byłego więźnia i już wszelkie obrazy- z filmów wojennych fabularnych czy, które są bardziej porażające, dokumentalnych- pojawiły się naraz przed mym umysłem z siłą potężną...
Nie toleruję antysemityzmu, szowinizmu, seksizmu, rasizmu, fanatyzmu religijnego...
Warto się nad tym zastanowić, szczególnie, że teraz powyżej wymienione postawy wciąż są, istnieją sobie bezczelnie w wielu z naszego otoczenia.
Oto niezwykle ważne i konieczne do zanalizowania, przyjęcia i zrozumienia słowa Władysława Bartoszewskiego, byłego więźnia KZ Auschwitz:
Przeczytałam tylko wstęp polskiego byłego więźnia i już wszelkie obrazy- z filmów wojennych fabularnych czy, które są bardziej porażające, dokumentalnych- pojawiły się naraz przed mym umysłem z siłą potężną...
Nie toleruję antysemityzmu, szowinizmu, seksizmu, rasizmu, fanatyzmu religijnego...
Warto się nad tym zastanowić, szczególnie, że teraz powyżej wymienione postawy wciąż są, istnieją sobie bezczelnie w wielu z naszego otoczenia.
Oto niezwykle ważne i konieczne do zanalizowania, przyjęcia i zrozumienia słowa Władysława Bartoszewskiego, byłego więźnia KZ Auschwitz:
"jeśli uznać Auschwitz za symbol przełomowej katastrofy w historii ludzkości, to zrozumieć można, że powinna ona spowodować zasadniczą zmianę w mentalności ludzi. Powinna zrodzić zobowiązanie nowej generacji wszystkich narodów Europy do wychowania następnych pokoleń w SZACUNKU DLA GODNOŚCI I PRAW CZŁOWIEKA, PRZYJĘCIA KANONU ZASAD TOLERANCJI, GOTOWOŚCI DO PRZECIWSTAWIANIA SIĘ SZOWINIZMOWI I KSENOFOBII, W TYM TAKŻE ANTYSEMITYZMOWI W KAŻDYM PRZYPADKU I W KAŻDYM MIEJSCU."
"PO AUSCHWITZ NIE BĘDZIE JUŻ MOŻLIWE TWORZENIE POEZJI" ~Adorn
Nie jest łatwo zaakceptowanie historii w znaczeniu wyciągnięcie z niej wniosków, zrozumienie ogromu potworności, wyobrażenie niewyobrażalnego, ale... Przecież gdyby próbować zrozumieć świat dzisiejszy bylibyśmy nie mniej zagubieni, czy dziś nie istnieje łamanie podstawowych praw człowieka? Czy nie ma mordów, przemocy na tle wszelkim- rasy, przekonań, tożsamości, płci? Czy człowiek potrafi dziś prawdziwie pokochać drugiego człowieka, odnaleźć w nim siebie? Nie. Nie. Jak to jest, po takich klęskach, po tak wielu upadkach humanizmu wciąż nie rozumiemy jego idei, wciąż krzywdzimy się nawzajem...
"Znany powszechnie w świecie więzień i badacz hitleryzmu Simon Wiesenthal, polski Żyd urodzony w 1908r., a od 1945r. osiadły w Austrii, podnosił wielokrotnie głos wobec OBSERWOWANYCH WSPÓŁCZEŚNIE ZJAWISK DEWIACJI W WYCHOWANIU I LUK W ŚWIADOMOŚCI LUDZI NA TEMAT MOŻLIWYCH PRZYCZYN I SKUTKÓW NIEWYCIĄGANIA WNIOSKÓW Z HISTORII"
Nie chcę póki co, dręczyć się tą świadomością, na razie. Ona jest koszmarna. Ale każdy mimo to powinien ją mieć, powinien rozumieć...
Ok. 18.00 przestałam czytać, włączyłam muzykę klasyczną, chwilę medytowałam, ale prędko przestałam- nie mogłam się skupić, później się za to zganiłam. Byłam na siebie zła.
Wstałam, akurat przyszła mama z praniem, kazała mi najpierw zebrać już suche, potem powiesić mokre ;] Zbierając zaciągałam się zapachem przyjemnym czystych ubrań i przypomniałam sobie słowa pewnej kobiety (wyczytane w starym numerze 'Wysokich obcasów'), więźniarki, odsiadującej wyrok. Otóż "Monika (imię tej kobiety) tęskni za tym co dla niektórych ludzi jest ich prywatnym więzieniem: (...), za świeżym zapachem czystego prania (...)"
Po skończeniu wieszania poszłam biegać. Z uwagi na to, że śnieg sięga po połowę łydek, nie było możliwym ukończenie, po klasycznemu, dzisiejszego kroku kaizen, więc, słuchając
Marii Peszek chwilę poćwiczyłam boks, zrobiłam kilka kółek wokół podwórka, parę ćwiczeń. Najprzyjemniejszą chwilą, na dworze wczoraj (tak, wczoraj, bo niefortunnie dziś już jest sobota... nie zauważyłam zmiany dnia), była ta, gdy siedząc na szczycie drabiny (prowadzącej na poddasze magazynów) zachwycona przyglądałam się światłom lamp, naszemu naturalnemu satelicie za rzadką mgłą, tajemniczo ukrytemu i niebu koloru bordo... Tej scenie towarzyszyła, nieznacznie ją urozmaicała muzyka. Wyjątkowo 'nieznacznie'. Maria Peszek 'Pan nie jest moim pasterzem'. Tak patrząc, szeroko się uśmiechając, śpiewając 'sama prowadzę się' myślałam, dumnie, wyniośle, radośnie, że jestem 'słuszna', że jestem piękna w swych przekonaniach, że Jezus może być, może istnieć 'Służebnica Pańska', Dziewica Maryja, że nawet Bóg (jako jeden z kilku milionów shintoistycznych;p) Jahwe sobie bytuje, jako byt absolutny, bez ciała, duchem, gdzieś wysoko w przestrzeni. Oni są. Ale ludzie nie rozumieją ich istnienia, szczególnie ci którzy w Nich bezgranicznie wierzą. Oni nie rozumieją, że Bóg chce mieć takich wysłanników, takich sług jakimi są feministki i feminiści, nie chce ograniczonych księży, bezmiłosnych, bezrozumnych...
Po powrocie do domu pomagałam tacie zrobić pastę rybną, kroiłam cebulę słuchając ckliwych, smutnych, 'o przemijaniu traktujących' utworów radiowych i płakałam. Oczywiście z powodu cebuli. Skończyliśmy. Nałożyłam sobie odrobinę tej pasty, zrobiłam herbatę zieloną, włączyłam komputer i zjadłam wszytko oglądając Seks w wielkim mieście.
Carrie powiedziała coś istotnego:
"Prawda jest taka, że w każdej chwili ktoś gdzieś może robić jakąś minę, myśląc o tobie. Ale liczą się te recenzje, które sami sobie wystawiamy."
Słusznie, racja! ;]

Myślę, że coś dzisiaj tu jeszcze zamieszczę ;]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz