Dance cause I love, Dance cause I dream... :]
Wciąż i wciąż, ten sam utwór, te same twarze, ten sam obraz ludu, ludu Bożego, aktywistycznego, feministycznego, umiłowanego, wybranego...
W jaki sposób, na litość boską, mam na serio zabrać się do nauki skoro nie mogę przestać myśleć o niedzieli 10 marca ? Myślę, że potrzebuję jeszcze co najmniej tygodnia by ochłonąć;p
Tak, tak. Wspomnienia Manify + szkoła= kiepskie oceny, ale wspomnienia Manify+ lekcja religii= katastrofa ;P ale o tym zaraz.
Dziś, trzeci dzień po marszu, 13 marca, środek tygodnia
Do szkoły na 8.00. Jak zwykle niezadowolona rozeźlona wstałam, lecz zanim wstałam- plus do nowej rutyny- wysłuchałam chyba 10 razy "Break the chain" na swej mp4 (przez co spóźniłam się na pierwszą lekcję...). No więc, gdy już się zwlokłam, była 7.30.
'Jak się człowiek spieszy do się diabeł cieszy'- no! w końcu była w stanie kogoś uszczęśliwić, choćby diabła ;p Prędko, migiem wszystkie poranne czynności i do 'więzienia feministycznej ideologii' (och tak, jakaż czuję się wyjątkowa, naznaczona przez współobywateli, stygmatyzowana, nielubiona, uciszana, zbywana ;p- odrobinę wyolbrzymiam...), ach to wyrażenie nie podoba mi się, ale jest 22.00, więc to zrozumiałe! Co dalej? Ach tak! Spóźniłam się!, na informatykę, sprawdzian mnie zaskoczył- co za klęska, nie wiedzieć jak wpisać do komórki najbanalniejszą formułę! Whatever. Druga lekcja... religia. Ksiądz, jeden z tych, którzy autentycznie powinni zasilić liczbę mieszkańców innej, jak najodleglejszej galaktyki (albo chociaż 'księża na księżyć';p), zadał pytanie (O!) 'byłaś na Manifie?' gdzie?' -tak, tak oczywiście, że byłam w Warszawie. 'i mama ci pozwoliła?' -no (O!), słyszałem, że kogoś feministki pobiły! -bzdura. żadnych dowodów (... moja przemowa, coś o materiale na Frondzie ble, ble;p) 'ja tam się nie znam' (no właśnie kleszko, nie znasz się) i... na razie, póki co spokój (Monte Cassino! 'Przejściowy spokój pod Anzio' ;P). Kartkówka ze stacji drogi krzyżowej, dzięki bogom, że koleżanka umiała, wszystko powiedziała. Dyktował nauczyciel religii, jakąś durną notatkę (w tym czasie sobie dowcipkował 'widzę, że macie Grodzką w klasie- oj... wkurzyłam się 'nie daj się sprowokować Julcia...', i milczałam w ramach pewnej obietnicy). Okej. Oczywiście nie pisałam tej notatki, wielkie nieba, od początku roku nie prowadziłam zeszytu! A tu... ksiądz sprawdza! i stawia banie jak ktoś nie ma! Po kolei z dziennika! Jestem boska, zdążyłam przepisać od bogobojnej koleżanki! uniknęłam bani! (coś tam szemrał kleszka, ale 'got him in ass').
(O!) Powiedział śmielej, na głos 'zamiast jeździć na manify, powinnaś prowadzić zeszyt od religii'. Ja się wzruszam do łez, nie, płaczę ze śmiechu. Mówię 'wolę moje manify'. On 'doprawdy? o co tam walczysz? o równouprawnienie?' (z kpiną), ja: 'owszem, w głównym założeniu, chodzi jednak też i przede wszystkim o walkę z przemocą wobec kobiet. On na to coś, nawet jak na księdza, rzecze coś niebywałego 'doświadczasz w domu przemocy?'. Ja z niedowierzaniem 'czy muszę doświadczać przemocy żeby przeciw niej walczyć?!' I koniec. End. Over. Zaliczyłam pytania i zadzwonił dzwonek. Co za niepodważalny dowód, na to jak zadymione niesłychanie są umysły księżowskie, biskupowskie itd. Ogółem, zacietrzewionych baranków bożych, które popełniają grzechy świata (ach, nie chcę uogólniać, kocham wielu katolików, ale jest naprawdę późno, nikogo nie chcę urazić, wciąż jestem wzburzana, wybaczcie).
Po religii- biologia, dostałam 5 za pracę na lekcji! Lecz była też kartkówka (60 biologicznych pojęć w jeden wieczór?!- niewykonalne), z jakichś durnych (nie, nie wcale nie durnych) definicji pojęć typu- allel, chromosom, chłonka (wtf...). Potem polski, dwa polskie, niebywałe nudy, neologizmy artystyczne (ta pani polonistka jest zdziebko ograniczona..), ostatnia lekcja matma- i męczące zadania.
Kupiłam sobie, najtaniej na rynku! jako jeden z ostatnich egzemplarzy, ową, widoczną na zamieszczonym obok obrazku, książkę o filmach Studia Ghibli- najlepszego, najbardziej wartościowego, 'najpłodniejszego' studia filmów animowanych, wedle mej skromnej, subiektywnej opinii, na świecie ;]
Czytam, czytam... Mam nawet krótkie streszczenia z tyłu po angielsku (może już czas by prawdziwie nauczyć się tego języka...) dzięki czemu mogę szlifować swe wciąż ubogie słownictwo :]
Po krótkiej lekturze książkę zamknęłam, położyłam się (wcześniej zjadłszy fasolkę po bretońsku) i znów... słuchałam 'Break the chain' (we are mothers, we are teachers, we are beautiful, beautiful creatures!), jakiej 30 minut. Potem... 10 minutowy sen półświadomości.
Myślałam czy nie poczytać by sobie Virginii, ale poprzestałam na jednym opisie dnia z jej dziennika, właśnie 13 marca... strzępy zdań.
*Jej mąż twierdził, że (ponieważ Europa jest obecnie u progu wielkiego krachu, 1936, 3 lata po dojściu Hitlera do władzy)
'powinno się schować do kieszeni prywatne różnice w poglądach i wspierać Ligę Narodów' (słusznie)
*13 marzec, '36, był jednym z dni tygodnia 'najbardziej gorączkowego i aktywnego politycznie' w życiu Virginii
Tak z innej beczki, ale przecież mój blog to mix wszystkiego ;]
Oki, po stanowczo zbyt długim odpoczynku, należało zabrać się za lekcje...
Wypracowanie z angielskiego (zamieszczę je tu w weekend), e-mail do koleżanki. Było trzeba opisać film na którym ostatnio było się w kinie... Skorzystałam ze swych streszczeń Ghibli! ;D, ale i tak... napisanie go zajęło mi... 2,5h! Nic innego chyba już na jutro nie zrobię ;p
Choć nie... zrobiłam ze trzy ćwiczenia z matmy, na 'odwal się'.
Potem- komputer, Manifa znów, czytanie artykułów:
http://wyborcza.pl/1,75968,13550747,Rewolucji_nie_bedzie.html
http://spoleczenstwo.newsweek.pl/gwalt---nie-znaczy-nie,101529,2,1.html
Warto czytać, czytajcie!

Po obejrzeniu tego filmu wyciągnęłam kartkę i zapisałam 'ostatnie poetyckie słowo, piekło, niebo bez znaczenia i po tym- spektakularna śmierć w płomieniach, na scenie, w objęciach'
znów w kółko zaczęłam słuchać, śpiewać i tańczyć 'Break the chain' ;P
Myślę, że umieram swoiście. Znów. Jak na początku tego roku, jak pod koniec drugiej klasy. Wracam do stanu niemożności i melancholii. Znikam.
O, nie, już zaczynam pieprzyć trzy po trzy.
W gruncie rzeczy trzeba się z życia cieszyć, radować :]
"Jestem radosny, wy też bądźcie!"
Swego czasu rzekł tak bł. Jan Paweł II. Bądźcie radości, doceniajcie wszystko co małe, każdą małą chwilę, cieszcie się najbardziej mikroskopijnym wyrazem sympatii i uprzejmości ze strony drugiego człowieka, przecież kiedyś umrzemy ;]
Dobra, bo na serio pleść zaczynam, dobranoc!
![]() |
"Sen" Paulina Wilk |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz