Niewielki wstęp przy wprowadzaniu filozofii minimalizmu w życie! Lecz o tym w swoim czasie. Dziś raczej też niezbyt obszerny sporządzę opis bowiem chcę pójść jeszcze (w końcu!) biegać. Więc.... Dzień zaczął się całkiem nietypowo. I... dopiero teraz uświadomiłam sobie jak wyjątkowy i produktywny mógłby być gdybym wcześniej doceniła wspaniałość wodoku, który kilka minut po godzinie piątej nad ranem mnie otoczył. Widokiem tym był wschód Słońca! Taki dostojny, taki świadomy swej oszałamiającej urody... Doprawdy akurat wschód zdarza mi się oglądać z rzadka. Ostatni przed dzisiejszym jeszcze chyba za czasów zimy gdy to dzień był krótszy. Zaspana, milcząca, niezupełnie spokojna, z zamglonym umysłem i niepewnymi ruchami, otworzyłam balkon z pokoju siostry, postawiłam dwa nieśmiałe kroki, podniosłam głowę ku górze i... uniesienie miary duchowej, uniesienie boskie, olśnienie, zdumienie! Byłam w stanie najwyższego zachwytu! A teraz starając się te artystyczne uczucia opisać odnoszę wrażenie banalizowania i 'sprowadzania na ziemię'. Ale tak ma być- opisywać- oto zalecenia psychologa. Paradoksalnie rzecz bardzo niemiła zbudziła mnie tym samym umożliwiając uradowanie zmysłu wzroku widokiem Słońca. Swędzenie, silnie, uciążliwe swędzenie- pamiątka po wizycie w parku Saskim, ukąszenie komarów. Rozdrapałam je, trysnęła krew, ale wielobarwne, wyniosłe Słońce ujrzałam. Coś za coś- choć ta zasada nie zawsze się spełnia. Wróciłam do łóżka, zasnęłam ponownie by obudzić się po 8.00 i do 9.00 słuchać najrytmiczniejszych hitów Cyndi. Wstałam, kościół- komunia któregoś z członków dalszej rodziny, disaster! 1,5h wiercenia się, prób oczyszczania myśli i osiągania cierpliwości, czyszczenie dłoni wodą święconą, spożywanie ciała bożego.... potem, zanim msza się skończyła, zwinęłam klucz i wróciłam do domu. Dokument o jakimś ludzie czarnoskórym z Burkina Faso, magazyn 'Charaktery', potem dalej... opalałam się czytając ten sam magazyn. Gdy rodzice wrócili z uczty zjadłam łososia, wciąż czytając (tak bardzo żałuję, że nie mam więcej czasu na opisanie artykułów, które przeczytałam;[). 'Sztuka prostoty', dwa kiczowate obrazki i brzydkie figurki z pokoju wyrzucone pod wpływem słów przeczytanych, jutro kontynuacja. No właśnie, oczyszczam się, w to wchodzi również nabycie umiejętności planowania- dzięki której będę mogła opisać wszystko na blogu tak szczegółowo jak tylko zapragnę! Czas na to.... Czas na zmianę rozkładu dnia. Dziś była jeszcze wyprawa z tatą na rowerach, uzewnętrznienie (wysoki głosik) jakiegoś swoistego posłuszeństwa w relacji córka-ojciec, była jazda samotna na deskorolce (powoli przypominam sobie jak się jeździ), czytanie. Potem oglądając "Oldboya"- thriller koreański (7/10), spożyłam paczkę popcornu. No i internet aż do teraz- gry na rozwój umysłu, blogowanie, fb, filmweb... różności, szajsy i wirtualne produkty XXIw. Słucham obecnie na przemian nakazów mamy bym wyłączyła komputer i stareńkiej wysłanej dziś przez brata piosenki hiphopowej, na bank znacie:
niedziela, 19 maja 2013
Zielone Świątki
19 maja, Zielone Świątki, dzień nieczynnych sklepów
Niewielki wstęp przy wprowadzaniu filozofii minimalizmu w życie! Lecz o tym w swoim czasie. Dziś raczej też niezbyt obszerny sporządzę opis bowiem chcę pójść jeszcze (w końcu!) biegać. Więc.... Dzień zaczął się całkiem nietypowo. I... dopiero teraz uświadomiłam sobie jak wyjątkowy i produktywny mógłby być gdybym wcześniej doceniła wspaniałość wodoku, który kilka minut po godzinie piątej nad ranem mnie otoczył. Widokiem tym był wschód Słońca! Taki dostojny, taki świadomy swej oszałamiającej urody... Doprawdy akurat wschód zdarza mi się oglądać z rzadka. Ostatni przed dzisiejszym jeszcze chyba za czasów zimy gdy to dzień był krótszy. Zaspana, milcząca, niezupełnie spokojna, z zamglonym umysłem i niepewnymi ruchami, otworzyłam balkon z pokoju siostry, postawiłam dwa nieśmiałe kroki, podniosłam głowę ku górze i... uniesienie miary duchowej, uniesienie boskie, olśnienie, zdumienie! Byłam w stanie najwyższego zachwytu! A teraz starając się te artystyczne uczucia opisać odnoszę wrażenie banalizowania i 'sprowadzania na ziemię'. Ale tak ma być- opisywać- oto zalecenia psychologa. Paradoksalnie rzecz bardzo niemiła zbudziła mnie tym samym umożliwiając uradowanie zmysłu wzroku widokiem Słońca. Swędzenie, silnie, uciążliwe swędzenie- pamiątka po wizycie w parku Saskim, ukąszenie komarów. Rozdrapałam je, trysnęła krew, ale wielobarwne, wyniosłe Słońce ujrzałam. Coś za coś- choć ta zasada nie zawsze się spełnia. Wróciłam do łóżka, zasnęłam ponownie by obudzić się po 8.00 i do 9.00 słuchać najrytmiczniejszych hitów Cyndi. Wstałam, kościół- komunia któregoś z członków dalszej rodziny, disaster! 1,5h wiercenia się, prób oczyszczania myśli i osiągania cierpliwości, czyszczenie dłoni wodą święconą, spożywanie ciała bożego.... potem, zanim msza się skończyła, zwinęłam klucz i wróciłam do domu. Dokument o jakimś ludzie czarnoskórym z Burkina Faso, magazyn 'Charaktery', potem dalej... opalałam się czytając ten sam magazyn. Gdy rodzice wrócili z uczty zjadłam łososia, wciąż czytając (tak bardzo żałuję, że nie mam więcej czasu na opisanie artykułów, które przeczytałam;[). 'Sztuka prostoty', dwa kiczowate obrazki i brzydkie figurki z pokoju wyrzucone pod wpływem słów przeczytanych, jutro kontynuacja. No właśnie, oczyszczam się, w to wchodzi również nabycie umiejętności planowania- dzięki której będę mogła opisać wszystko na blogu tak szczegółowo jak tylko zapragnę! Czas na to.... Czas na zmianę rozkładu dnia. Dziś była jeszcze wyprawa z tatą na rowerach, uzewnętrznienie (wysoki głosik) jakiegoś swoistego posłuszeństwa w relacji córka-ojciec, była jazda samotna na deskorolce (powoli przypominam sobie jak się jeździ), czytanie. Potem oglądając "Oldboya"- thriller koreański (7/10), spożyłam paczkę popcornu. No i internet aż do teraz- gry na rozwój umysłu, blogowanie, fb, filmweb... różności, szajsy i wirtualne produkty XXIw. Słucham obecnie na przemian nakazów mamy bym wyłączyła komputer i stareńkiej wysłanej dziś przez brata piosenki hiphopowej, na bank znacie:
"Dla mnie masz stajla" ;P Rany, dziś jestem zszokowana tym, że dawniej tylko czegoś takiego słuchałam. Na dziś tyle, nie biegałam bo poparzenia na nogach mi na to nie pozwalają, poza tym.... wszystko mam źle zaplanowane. Idę już spać, jutro szkoła... Dobranoc :]
Niewielki wstęp przy wprowadzaniu filozofii minimalizmu w życie! Lecz o tym w swoim czasie. Dziś raczej też niezbyt obszerny sporządzę opis bowiem chcę pójść jeszcze (w końcu!) biegać. Więc.... Dzień zaczął się całkiem nietypowo. I... dopiero teraz uświadomiłam sobie jak wyjątkowy i produktywny mógłby być gdybym wcześniej doceniła wspaniałość wodoku, który kilka minut po godzinie piątej nad ranem mnie otoczył. Widokiem tym był wschód Słońca! Taki dostojny, taki świadomy swej oszałamiającej urody... Doprawdy akurat wschód zdarza mi się oglądać z rzadka. Ostatni przed dzisiejszym jeszcze chyba za czasów zimy gdy to dzień był krótszy. Zaspana, milcząca, niezupełnie spokojna, z zamglonym umysłem i niepewnymi ruchami, otworzyłam balkon z pokoju siostry, postawiłam dwa nieśmiałe kroki, podniosłam głowę ku górze i... uniesienie miary duchowej, uniesienie boskie, olśnienie, zdumienie! Byłam w stanie najwyższego zachwytu! A teraz starając się te artystyczne uczucia opisać odnoszę wrażenie banalizowania i 'sprowadzania na ziemię'. Ale tak ma być- opisywać- oto zalecenia psychologa. Paradoksalnie rzecz bardzo niemiła zbudziła mnie tym samym umożliwiając uradowanie zmysłu wzroku widokiem Słońca. Swędzenie, silnie, uciążliwe swędzenie- pamiątka po wizycie w parku Saskim, ukąszenie komarów. Rozdrapałam je, trysnęła krew, ale wielobarwne, wyniosłe Słońce ujrzałam. Coś za coś- choć ta zasada nie zawsze się spełnia. Wróciłam do łóżka, zasnęłam ponownie by obudzić się po 8.00 i do 9.00 słuchać najrytmiczniejszych hitów Cyndi. Wstałam, kościół- komunia któregoś z członków dalszej rodziny, disaster! 1,5h wiercenia się, prób oczyszczania myśli i osiągania cierpliwości, czyszczenie dłoni wodą święconą, spożywanie ciała bożego.... potem, zanim msza się skończyła, zwinęłam klucz i wróciłam do domu. Dokument o jakimś ludzie czarnoskórym z Burkina Faso, magazyn 'Charaktery', potem dalej... opalałam się czytając ten sam magazyn. Gdy rodzice wrócili z uczty zjadłam łososia, wciąż czytając (tak bardzo żałuję, że nie mam więcej czasu na opisanie artykułów, które przeczytałam;[). 'Sztuka prostoty', dwa kiczowate obrazki i brzydkie figurki z pokoju wyrzucone pod wpływem słów przeczytanych, jutro kontynuacja. No właśnie, oczyszczam się, w to wchodzi również nabycie umiejętności planowania- dzięki której będę mogła opisać wszystko na blogu tak szczegółowo jak tylko zapragnę! Czas na to.... Czas na zmianę rozkładu dnia. Dziś była jeszcze wyprawa z tatą na rowerach, uzewnętrznienie (wysoki głosik) jakiegoś swoistego posłuszeństwa w relacji córka-ojciec, była jazda samotna na deskorolce (powoli przypominam sobie jak się jeździ), czytanie. Potem oglądając "Oldboya"- thriller koreański (7/10), spożyłam paczkę popcornu. No i internet aż do teraz- gry na rozwój umysłu, blogowanie, fb, filmweb... różności, szajsy i wirtualne produkty XXIw. Słucham obecnie na przemian nakazów mamy bym wyłączyła komputer i stareńkiej wysłanej dziś przez brata piosenki hiphopowej, na bank znacie:
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz