poniedziałek, 20 maja 2013

Lukrecjowe cukierki


SERWUS :]
Dziś słucham utworów z filmu Spirited away- w krainie bogów :] Z tej też produkcji pochodzi powyżej zamieszczony fotos. Wkrótce zaczynam oglądać filmy Ghibli od początku, będę również po każdym seansie pisała recenzje każdego ;]
20 maja, poniedziałek- pierwszy dzień tygodnia roboczego. 2013rok
Jak zwykle- co stało się moja droga Usagi Tsukino 'bardzo nie na miejscu przyzwyczajeniem!'- spóźniłam się na pierwszą lekcję- chemię. Nieznacznie. Może kilka minut ;] Pierwsze prędko streszczone koleżance opowieści ze stolicy, poczęstowanie jej moim pysznym lukrecjowym cukierkiem z któregoś z krajów skandynawskich, który zakupiłam w Warszawie (galeria Arkadia, kuchnie świata). Smakuje podle- tak jednogłośnie z bratem stwierdzisliśmy po pierwszym spróbowaniu. Teraz mnie już smakuje! Ależ te cukierki dziś były pierwszorzędnej ważności. Częstowałam nimi każdego! Pana od chemii również....;p
Biedaczysko stwierdził najpierw, że to taka 'smakowa tortura', a potem po cichutku, subtelnie opuścił klasę by pozbyć się, może nawet zwymiotował, nie wiem, haha! :] A mógł po dosyć długo go nie było! No, chemia w takim razie upłynęła na radosnej ze szczyptą złośliwości satysfakcji. Język polski, przedtem moja droga sercu 'Sztuka prostoty;', afirmacje itp. Więc polski- kolejny nauczyciel plus dwie koleżanki poczęstowana cukierkiem ;d Pani udawała silną, lecz widziałam ukradkiem jej błyszczące od łez oczy i czerwieniącą się twarz! W-f, na przerwie przed nim poczęstowałam wszystkie koleżanki (co za marnotrawstwo...). Stwierdzam z niejakim żalem, że żadnej z nich nie posmakował, żałosne kreatury nie znają się, haha ;D Sam w-f, zaliczone dwie nauczycielki w tym wicedyrka! Nic ciekawego, obie przetrwały, albo udawały. Ponieważ wfu jako takiego nie było i siedzieliśmy przed szkołą na pieńkach (poczęstowałam kilki chłopaków- jak tym biedom niełatwo uzewnętrzniać emocje...-, próbowałam telefonować do Oli18, haha;D), bardzo mi się nudziło, więc w chwili nieuwagi nauczycielki wymknęłam się z plecakiem i poszłam do kościoła z nadzieją, że zdążę przyjąć ciało Pańskie, Nic z tego, dopiero kazanie było (o macierzyństwie, feministko), a ja musiałam prędko się zmyć), więc pokręciłam się trochę niepewnie i z zażenowaniem po świątyni, potem wymknęłam się (dobra mina do złej gry). Nic nie mówiąc, bez żadnych tłumaczeń dołączyłam do grupy, kilka minut do dzwonka. Angielski dynamiczny. Kilkanaście minut w klasie, pozostała część lekcji na hali- gdzie odbywają się przygotowania do środowego dnia patrona. Długa przerwa i niemała część lekcji po niej spędzona w mieszkaniu koleżanki, w zasadzie na całkiem jałowych wymianach zdań, przyglądaniu się kotkowi i analizowaniu rodzaju feng shui występującego w każdym pomieszczeniu ;] Wróciłyśmy, znów było częstowanie lukrecjowymi cukierkami, zbawiona która zostanie dusza nie skosztowała, jedna skosztowała i stwierdziła, że pali gardło, kolejna wyrzuciła- słowem nudziarze. Tak upłynęły zajęcia artystyczne bowiem również pani prowadząca owe durne lekcje zaangażowana jest w przygotowanie chóru na występ i w kółko powtarzane są próby. Godzina wychowawcza- medytacja, prostota, interpretowanie znaków po swojemu, (więc niekoniecznie słusznie) i koniec. Edukacja dla bezpieczeństwa nudy. Dowiedziałam się, że dostałam 4 ze sprawdzianu, muszę napisać jakiś referat i to wszystko- raczej nie wszystko, ale znów nie mogę pozwolić sobie na szczegółowy opis :[
W domu... Skromny obiad, 'Lata' Virginii Woolf, sen, deskorolka wzdłuż cichej ulicy, potem Sztuka prostoty, lekcje z angielskiego, jogurt malinowy (ach, jeszcze po deskorolce była przyjemna praca w ogródku warzywnym!) i na rower :] Na rowerze całkiem monotonnie, krajobraz upiększony niesłychanie kłębiącymi się, odbijającymi drapieżnie ostatnie promyki zachodzącego słońca chmurami, zielonymi targanymi bezlitośnie świeżymi oddechami wiatru gałęźmi wysokich brzóz i klonów, szeroko rozpościerające się wiśniowe i śliwowe sady, pola żyta i jęczmienia, których kłosa uginały się składając pokłon  sklepieniu błękitnemu. Z dala widać kościół, płaski asfaltowy parking, moją kolorową szkołę, budynki gminy, fabryki, kominy, słupy wysokiego napięcia... Żadnej ludzkiej istoty i dzięki temu pewnie- wszystko tak harmonijnie zgrane, spokojne, niezakłócone, milczące... Kontemplując podczas jazdy na rowerze takie widoki można doznać swoistego oszołomienia, paraliżu duchowego. Wszystkie wartości, idee, piękne widoki mieszają się w głowie, próby orzekania w sprawach czysto, albo raczej nieczysto, egzystencjalnych, miłosnych. Krach i znów znajdujemy się w punkcie wyjścia. Afirmacja o takim brzmieniu 'Jestem piękna, jestem szczęśliwa, jestem pełna wdzięku. Jestem sobą.' zamglona gdzieś na ostatnim planie świadomości wydaje się być o tak mało istotnej treści, tak trywialnej, banalnej, nieidealnej. Zbyt dużo do przyjęcia, zbyt wielki ciężar emocji, w tym zachwytu. Czym jest szczęście? To nie jest nawet w połowie tak subiektywna kwestia jak nam się wydaje... Ale, o czym ja znów rozpisuję? To męczące i prowadzące ku rezygnacji.... Posłuchajcie tego:
Mam prośbę do każdego kto to czyta.
Właśnie teraz zamilcz jeśli mówisz. Wycisz się. Włącz ten utwór, zamknij oczy, oddychaj spokojnie, nie myśl zupełnie o niczym. Myśl 'o czarnym', czyli skup swe myśli na kolorze czarnym, intensywnie, usilnie. To jest łagodniejszy, albo raczej 'wygodniejszy' rodzaj medytacji. Ale niezwykle przyjemne doświadczenie, zapewniam.
Warto medytować każdego dnia, w ogóle opracować sobie doskonałą i spełniającą nas rutynę, ale o takich sprawach innym razem ;] w zasadzie każdy jest świadomy tego, że tylko praca, wysiłek, niewielki nawet krok (zadawaj sobie małe pytanie 'co mogę najmniejszego teraz uczynić by odrobinę poprawić sobie samopoczucie?') ku naszemu celowi.
"JEDEN DZIEŃ JEST WART WIĘCEJ NIŻ GÓRA ZŁOTA. JEŻELI NIENAWIDZISZ ŚMIERCI, TRZEBA KOCHAĆ ŻYCIE"
 Urabe-no Kaneyoshi, Tsurezuregusa
No, chyba najwyższy czas na sen! Jutro na 7.10! Znów nie byłam biegać bo znów nie opracowałam sobie doskonałego planu, jutro na bank nie zawiodę! Chyba zamiast mycia zębów zjem sobie dziś parę lukrecjowych cukierków ;D
Oto krzew przeuroczej lukrecji, jutro dowiem się o tej roślince więcej (jutro jutro;p). Na dziś to już wszystko, chciałam dooglądać 'Pana zemstę' thriller koreański, ale chyba nic z tego. Muszę się nasmarować łagodzącym olejkiem po opalaniu i kłaść spać. Dobranoc :]
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz