Właśnie przed momentem przestaliśmy z bratem oglądać 'Kopciuszka' (horror koreański) na 58 minucie bo obojgu nam niepowstrzymanie chce się spać...
Do szkoły na 8.00, geografia i Sudety, historia- powtórka I wojny, matma- układy równań licealnym sposobem (nie mam ochoty określać swoich myśli, są takie prywatne i wstydliwe, te nawiasowe dopiski to dla mnie z przyszłości, choć pewnie i tak za kilka dni już nie będę wiedziała o co chodziło); chemia- nudne zadania; długa przerwa wymiana zdań ze spotkaną częścią amerykańskie rodzinki, kupno zdrapki i oczywiście- brak wygranej; w-f, rozmowy i czytanie; angielski- elementy wiedzy o krajach anglojęzycznych (jakieś to wszystko zbyt sugestywne, spojrzenia, ich brak, wstrzymanie oddechu, klęska dojrzałości- na litość boską cóż za potworna nadinterpretacja!). Do domu. W domu- kogel mogel, miks, nic, nadmiar, niedomiar, niedostatek, bezczynność. Ruiny rutyny nie dają z siebie wygrzebać nic sensownego, spełniającego, wartościowego... Ulotne chwili, urywki jak powitanie z siostrą, pożarcie czterech paczek mentosów, milczące rozmowy, zmiany świadomości. Wycieczka z tatą do sklepu, sprawdzian cierpliwości, lód owocowy i wątpliwości... Brata nie ma na przystanku, dzwoni mama- oznajmia, że sam wrócił do domu, myśmy zbyt długo nie dawali znać o swej obecności. Obiad, kalafiorowa zupa i pierś Angeliny.... z kurczaka. Jakież to niezwykłe jak często z bratem myślimy o tym samym! To intrygująca zależność! Szlajanie się po domu, spisywanie cytatów z mej Księgi Prostoty (ach, prostota chyba nie leży totalnie w mej naturze, jaka wielka szkoda, ileż to wymaga wyrzeczeń ;[) jak przykładowo ten:
Jeżeli jako cały majątek
pozostaną ci tylko dwa chleby,
sprzedaj jeden z nich i za kilka groszy
kup hiacyntów, by nakarmić swoją duszę.
Wiersz perski
PIĘKNO JEST NIEZBĘDNE
"Piękno, zdaniem zen, jest brakiem zmartwień, wolnością w stosunku do wszystkiego"
"Sztuka prostoty" Dominique Loreau

Ach, ile z tych słowach niesłychanej głębi, jakże to do mnie przemawia potężnie!
No więc- cały dzień zbijałam bąki, przynudzałam, jęczałam, marudziłam. Słowem- pozostawałam pod maską dziewczynki nie-do-zniesienia.
Paliłam na strychu słuchając Rammsteina ekstatycznie i wzniośle myśląc o niebie przy każdym kolejnym zaciągnięciu coraz bardziej wyraziście, coraz intensywniej...
Przejechałam z bratem na desce pół miasteczka robiąc drobne zakupy, pytając o filtry do kawy i wspominając o niesamowitych kosztach azjatyckich przypraw w 'Kuchniach świata'.
Kilka głębokich łyków piwa dzięki nieuwadze familii, zmysłem powonienia analizowanie zapachów perfum, zawroty głowy, mieszane uczucia (a może najlepszy dowód na ich wyraziste określenie..?), mierzenie butów na 20cm obcasach, dla zabawy- przez to mieszane uczucia... (whatever). Popcorn, kurwica przez najwolniejszy na tej części globu net, szukanie horroru na wieczór, w końcu ściągnięcie Kopciuszka, zjedzenie kolacji, pogadanie z siostrą na Skypie no i... seans. W 2/3 przerwany. Wiadomo- skomplikowany, niepokojący, zasmucający ( ten epitet to na siłę...), ale wiadomo- ocenię gdy obejrzę do końca. A obejrzę do końca dopiero w niedzielę, bowiem brat mój- jako świadek na weselu kuzyna (...)- jutro już jedzie na miejsce zawarcia sakramentu JARZMA, zniewolenia itp... i wróci dopiero w niedzielę (wesele w sobotę, i ja -za jakie grzechy bogowie?!- będę na nim gościć). No dobra, idę już spać, późno jutro do szkoły :[ spr. z historii, jakaś nieodrobiona pd. z polaka... nieważne, niechże znajdę jutro siłę by powrócić do budowy! Po to jest jutro, po to właśnie wschodzi Słońce :] By budować i podnosić się od nowa, po to by wyciągać radujące możliwości i zwyciężać ze sobą :] Powodzenia i Wam- do jutra!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz