środa, 20 listopada 2013

trzy symbole i dwa horrory


20 listopada 1274 roku rozpoczęła się I mongolska inwazja na Japonię, wojska japońskie zwyciężyły w bitwie pod Bun'ei. Kilkaset lat później, w XIX wieku, dokładniej rok po zakończeniu II wojny światowej, a więc w 1946 roku, na japońskiej wyspie Honsiu utworzono Park Narodowy Ise-Shima, a w Nowym Jorku odbyła się premiera baletu "Cztery temperamenty". 
("Pomysł tytułu Cztery temperamenty pochodzi z antycznej koncepcji dzielącej ludzkość na cztery podstawowe typy pod względem temperamentu. Każda wariacja odpowiada innemu typowi uczuciowości, ruchy tancerzy odzwierciedlają te same emocje, ale w inny sposób. Choreografia pozbawiona wątku narracyjnego koncentruje się na ukazaniu w jaki sposób manifestuje się zmienność nastroju u poszczególnych temperamentów." wikipedia.pl)

Ja tego samego dnia w roku 2013 zamieszczam posta na swoim blogu, przedtem tworzę w paincie obrazem z dwoma wklejonymi plakatami z horrorów koreańskich, trzema symbolami pewnych wyznań religijnych, a także napisem 'witam' w języku chińskim uproszczonym.
Po mojej wielebnej prawicy spokojnie relaksuje się kołysząc na boki płomień zapachowej, czerwonej (owoce leśne) świeczki. Natomiast zdradliwa lewica kryje za swoim cieniem filiżankę po słabej kawie, pustą buteleczkę Actimela truskawkowego i posklejaną taśmą dwustronną paczkę miętusów. Zwykle gdy szukam, z nieznanej przyczyny (albo znanej, ale nienazwanej), jakiegoś chwilowego punktu oparcia myśli, który ma w swym próżnym założeniu przeciągać jedną z chwil istnienia możliwie jak najdłużej, podnoszę głowę, czuje, że moje ciało wciąż funkcjonuje, skóra na szyi marszczy się, i wpatruję w oryginalną kasetę (zakupioną na allegro za 5zł) adaptacji sztuki Albee'ego "Kto się boi Virginii Woolf?". Zupełnie nie zastanawiam się na tym co widzę. Widzę skrzywioną w grymasie złości twarz Lizzy Taylor i wystraszoną i zgnębioną twarz ('Face'...) Burton. Wokół są też inne skarby. Popielniczka z czaszkami, wciśnięta w nią klepsydra, figurka wielkogłowej gejszy, trzydzieści paczek świeczek zapachowych, kartki pocztowe z Muzeum Narodowego. Wszystko co mnie otacza, wszystko co mnie przytłacza, a zarazem dopełnia, uzupełnia mnie, moje istnienie. Nie ma ani krzty martwoty w tych przedmiotach. Posiadają duszę, ja sama im ją podarowałam swoim uczuciem. Tego nauczył mnie film, który obejrzałam wczoraj 'Doll master', Lalkarz, po polsku właściwie brzmi ładniej.
Muszę zdyscyplinować trochę tę literacką artystkę niszczącą mi życie i ratującą mnie, która złośliwie, miłościwie postanowiła we mnie zamieszkać. Nie do pisania. Do nauki. Mam jutro dwa sprawdziany do napisania. Bogowie!
Chyba jednak obejrzę horror ;]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz