Kolorowa drzazga błyszczała oświetlona blaskiem księżyca pod skórą mojej dłoni. Zastanawiałam się czy powinnam ją wyciągnąć, czy też zaczekać, dopóki nie znajdę spokoju w cichym miejscu. Nie wiem nawet jak owa drzazga wbiła się w moje ciało. Wszystko co poprzedzało chwilę milczącej wędrówki ulotniło się w niepamięć, zupełnie jakbym wyszła na świat w postaci szesnastoletniej w ciemnym lesie, matka natychmiastowo mnie opuściła i zostałam zmuszona ogarnąć przestrzeń w jednym momencie, pozostać samą sobie. Żółwie i węże spacerowały przede mną, tuż przed moimi niepewnie przesuwającymi się do przodu nogami, ślizgały się, wierciły i zjadały nawzajem. Święte gwiazdy, góry, szumiące magiczne topole, zaspokajający ludzką istotę po brzegi zapach wiatru z dolin i krwistych pustkowi. Bogowie dmuchając oddechem ambrozji przysyłali ukryte siły pchające mnie do przodu. Szłam zupełnie naga. Jedynym okryciem były dla mnie moje długie, srebrne, współgrające i błogosławione przez księżyc tej samej barwy, włosy. Wokół mnie rwały opętane przed laty widma ohydnych kobiet fragmenty swych otyłych ciał, z których wydobywał się niesłychany smród, których widok okrutnie, niczym setki drobnych szkieł, ranił moje oczy. Na nic zdawały się próby przymknięcia powiek. Wtedy bowiem głęboka ciemność wzmagała jeszcze wrażenie opuszczenia, samotności, małości w tym przerażającym miejscu. Wyostrzał się zmysł słuchu. Mrok intensyfikował głośność dźwięków przeraźliwych jęków, krzyków, bezbożnych modlitw do diabłów. Nagie postaci mężczyzn próbowały pochwycić w zabrudzone strzępami wnętrzności szpony upadające kawałki ciał kobiet. Przeżywałam piekło, te doświadczenia były nieuniknione. Nie mogłam zawrócić, znów pozbawić się świadomości i zmysłów. Wszystka potworność kumulowała się przede mną. To cena za oczyszczenie świata, ludzkości. Nie miałam o tym wówczas pojęcia. W przenikliwym chłodzie brnęłam dalej. W bagnach cuchnących olbrzymów i liliputów. Gniotłam gołymi stopami obślizgłe, pozbawione barwy rośliny i istoty. Szłam wokół największych strachów, niegodziwców, okropności, zjaw, krwi, cierpienia. Siły opuszczały moje wpół martwe, nędzne ciało. Magiczna potęga gór i drzew, boskie moce, nikły, upadały i wsysała je jęzorami brunatnymi grzeszność. Upadałam bezwiednie po przestąpieniu średnio kilku kroków. Dopiero uczyłam się chodzić. Pozostawała mi do obrony wyłącznie wielka świadomość i cisza myśli. Znałam ludzkie uczucia, emocje, godne żałości przywary. Rozumiałam nadzieję i wiarę i strach. Zaczęłam biec gdy moje blade nogi przyzwyczaiły się do poruszania. Ostatni z wielu upadków był zgubny. Straciłam na wieki wolę wstania i ruszenia dalej, energia zupełnie uszła. Zatkałam uszy, z niemałym wysiłkiem ścisnęłam, w geście pierwszego nieposłuszeństwa, powieki. Po raz pierwszy zasnęłam. Obudziłam się w pustym pomieszczeniu na rozerwanych źdźbłach pszenicy. Światy równoległe pokryły się ze sobą, utworzyły pozorny spokój. Jeden kosmiczny świat nieskomplikowany i uciszony i ja- która przypadkowo stała się jednym z niewidzialnych mieszkańców tej zagadkowej przestrzeni. Żadne światło się nie zapaliło, nic nie zajaśniało. Nie warto było podejmować żadnych prób, nie warto było przypominać sobie upokorzeń i twarzy demonów z lasu topoli. Przelotnie przemknęła myśl, że oto znalazłam się u bram raju, że moje niesamowite zaistnienie rozwinęło się, ukazały się białe, czyste kwiaty. Wyszłam z labiryntu. Lecz były to tylko pozory. Kilka chwil później, gdy już drażniąca myśl o śmierci opuściła mnie, nicość przerwało skrzypienie drzwi. Ktoś wszedł. Poczułam piekący ból w miejscu, gdzie zagnieździła się moja drzazga. Dotknęłam lekkimi jak piórka palcami prawej dłoni wnętrze lewej. Nie widziałam tego, ale czułam, że drzazga zniknęła. Ktoś ją troskliwie i subtelnie wyciągnął. Pozostała mokra dziura. Spróbowałam otworzyć oczy, nie udało się. Ostatnimi słowami przed śmiercią, które usłyszałam, i właściwie chyba też pierwszymi, były proste trzy wyrazy "Nauczę cię żyć". Głos był miękki, wysoki, ale twardy, piękny. Z ulgą znów zasnęłam. Nic nie rozumiałam i nie rozumiem do tej pory. Wciąż nie umiem żyć. Ktoś wtedy złożył mi cudowną obietnicę, ale nie spełnił jej do tej pory. Czy można jeszcze żyć po śmierci? Czy można uczyć się życia po śmierci? Widziałam samą brzydotę, tylko płakałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz