Za około miesiąc będzie pierwsza rocznica końca świata ;]
A czego mamy rocznicę dzisiaj? Andrzejki- każdy wie, ale to nieważne, nie wolno odprawiać rytuałów magicznych, ani palić kadzideł, ani świeczek, ani wypowiadać żadnych zaklęć. Nie módlmy się. W oceańskim państwie Vanuatu dziś celebruje się szlachetny Dzień Jedności.
Rocznica przeniesienia stolicy Korei z Kaesong do Honyang- obecnego Seulu, w XIV wieku przez króla Yi Song-gye'a. 62 lata temu przeprowadzono pierwszą amerykańską podziemną próbę jądrową na poligonie w Nevadzie.
178 lat temu przyszła na świat Cixi, Cesarzowa Orchidea, dumna władczyni chińska, która 'swoją władzę utrzymywała dzięki układom w Zakazanym Mieście'. :]
Udaję się obecnie do swojej lilipuciej sypialni po 'Dziennik' Virginii Woolf, aby sprawdzić czy utrwaliła na wieki pamięć o dniu 29 listopada z jej życia. :)
Piątek, 28 listopada, 1919 rok

Dzisiaj miałam dzień muzycznego, sinego, męskiego, nieluksusowego leniuchowania.
Trzecie klasy naszego sandomierskiego liceum miały próbne matury, więc pozostałe klasy, przynajmniej moja, miały zajęcia o, nie wiadomo jak szeroko pojmowanym, bezpieczeństwie na sali gimnastycznej. Od 9.00 trzy godziny. Różne względy nakazały mi pozostać dzisiaj w domu, wręcz absurdem z serii przyziemnych i nudnych, wydawało się pojechanie dzisiaj do szkoły. Choroba, zupełnie nieatrakcyjny temat zajęć, zmęczenie bezsennością, poddawanie się, uporczywa bezczynność... ;] Tylko kilka tych ogólniejszych powodów.
Obudziłam się po godzinie 9.00, chyba mama mnie obudziła. Leżałam na brzuchu, z otwartą paszczą, pokrzywiona, cała okryta pierzyną, niczym stara, zmarnowana menelka z doświadczeniem. (Ha Ha :]). Wydusiłam z siebie, niechętnie, kilka słów rutynowego przywitania nowego dnia. Półuchem, naprawdę starając się umieścić je w miejscu umysłu, gdzie najczęściej sięgam, wysłuchiwałam poleceń mamy, zadań, które przygotowała dla mnie na ten wolny piątek. Wyczyszczenie szklanych półek w łazience i nadrobienie zaległych lekcji. Dobra, nie jest tego dużo, do przełknięcia ;]. Zanim mama wyszła do pracy, wróciła jeszcze do mojej sypialni raz, by nakrzyczeć na mnie, ściszyć muzykę Urszuli, aby sąsiedzi razem ze mną o poranku nie musieli słuchać. Irytacja we mnie buzowała, ale ją tłumiłam pod kołdrą, bardzo udanie, bardzo ładnie :). Wstałam zezłoszczona, ponieważ przypomniałam sobie, że wczorajszej nocy, miałam skraść jednego szluga, ale zasnęłam. Miałam nadzieję, że fajki, które zostały mi zarekwirowane, wciąż ukryte są w tym samym miejscu. Jednak nie. Drżałam ze złości. W piżamie i bez skarpet, boso, biegałam po całym domu, od sutereny po strych w poszukiwaniu papierosów. Jedyne, co udało mi się zdobyć to fragmenty dawniej zapalonych, ale nie wypalonych do końca slimków, połamanych, albo wilgotnych. Posklejałam to wszystko w jakiś sposób, taśma, ucałowałam i ucieszyłam się, że chociaż takim namiastek trującego skarbu udało mi się zdobyć. Wciąż nieubrana, zeszłam do kuchni z dwoma zapalniczkami, tomikiem chińskiej poezji i swoim koślawym papierosem, zrobiłam mocną kawę, otworzyłam okno uchylne, zapaliłam i usilnie starałam się wyciągać tyle dymu, na ile było to możliwe. Włączyłam muzykę, podstawiłam sobie popielniczkę i ciągnęłam, dziko i nerwowo. Pamiętam smak palonej taśmy klejącej z czasów gdy paliłam skręty z różnych rodzajów herbaty. Jest podły, zakrztusić się można. Aby nie czuć wciąż tego ohydnego smaku w ustach, upijałam co chwilę duży łyk kawy. Gdy skończyłam oczyściłam popielniczkę, zawinęłam peta w ręcznik papierowy, wyrzuciłam i zrobiłam sobie śniadanie. Mandarynka i bułka z dżemem. Włączyłam tv, znalazłam japońską komedię, oglądałam i jadłam. Przyszła siostra przygotowana do wyjścia, na wyjazd od szkoły, poprosiła mnie abym zrobiłam 'zobaczyła' jej jakieś zadania z angielskiego, zgodziłam się. Niespecjalnie się zastanawiając wykonałam kilka ćwiczeń, potem razem pooglądałyśmy i pośmiałyśmy się z komedii, dojadłam swoje żarcie i pożegnałyśmy się. Życzyłam jej powodzenia na kolokwium i powiedziałam, żeby napisała do mnie jak jej poszło. Zostałam sama w domu, więc rozpoczęłam wykonywanie czynności, które zwykle wyłącznie w samotności, zupełnie zabezpieczonej, się wykonuje ;] Badałam, słuchałam megagłośno muzyki, syciłam się sobą, swoją małą i chwilową pojedynczością. Gęstwina krwi i myśli towarzyszy mi zawsze, cokolwiek bym nie robiła. Dzisiejszego poranka było tego jeszcze więcej :]. Tańczyłam, przyglądałam się swojemu obliczu w lustrze, zastanawiałam ile czasu mam do powrotu mamy. W końcu nadeszła pierwsza godzina południowa. Pobiegłam na górę by w końcu się ubrać i wziąć płytę 'Jezus Maria Peszek', chciałam bowiem słuchać o załamaniu nerwowym i ścierwie Amy podczas czyszczenia łazienki. Moje przedpotopowe DVD nie odczytało niestety płyty, postanowiło mi zadowolić się 'złotymi przebojami' z radia 'Złote przeboje'. Ogarnęłam miejsce do wysprzątania, przygotowałam detergenty, ręcznik papierowy i wzięłam się za czyszczenie. Podczas niego, z wielkim namaszczeniem ściągałam i przecierałam przedmioty, kosmetyki, bawiłam się, że szykuję wystawę do muzeum ;]
Wysmarował się starym kremem z ziaji, którego zapach przypomina mi o czymś przyjemnym, zrobiłam sobie makijaż pobitej bezdomnej, sinymi, fioletowymi i czerwonymi cieniami do powiek :P. Sprzątanie zajęło mi znacznie więcej czasu, niż zapewne przeznaczyłabym na nie moja mama, albo brat. Ale pobawiłam się. Nie zdążyłam nawet posprzątać po śniadaniu w pokoju, przyszłam mama. Bardzo sympatycznie, co dość rzadko nam się od pewnego czasu zdarza, przywitałyśmy się. Mama coś zjadła i pojechała na stacje po benzyną, a ja w tym czasie, ukradłam szluga z sutereny i wypaliłam sobie na balkonie u siebie. Nareszcie cały i świeży! :P 8 minut do północy, muszę się pospieszyć! Zaraz będzie 30 listopad! Więc potem... przyjechała siostra, obgadałyśmy kilka kwestii, wróciła mama, zrobiłyśmy pizzę i zjadłyśmy, opowiedziałam o dzisiejszych rocznicach przeróżnych wydarzeń. Potem już cały czas siedziałam przy kompie, trochę tu pisałam, trochę rysowałam w paincie. Cały czas starałam się znaleźć odpowiedni czas i miejsce by znów zapalić, ale mama była w domu, zbyt dużo ryzyko. Zaczął się na tvnie film, który już jakiś czas temu, u cioci (Walking in MEMPHIS) obejrzałam 'Listy do M'. Jakiś czas pooglądałam z dziewczynami, mamą i siostrą. Przypominam sobie od wczoraj sceny z filmu 'Boys don't cry', ale o tym być może napiszę innym razem ;] 4 minuty do 00.00. Zapaliłam, słusznie uznając, że mamę wciągnie film i nie przyjdzie na górę. Zapaliłam na schodach prowadzących na straszny, mroczny strych. Słuchałam 'Tacy jak ja' Gawlińskiego i myślałam o szczęściu. Cieszyłam się widokiem wypuszczanego dymu. Połowę płonącego tytoniu przygasiłam na sinym kolanie, drugą zgasiłam podeszwą pantofla. Wróciłam do pokoju, napisałam o dwóch horrorach posta na fb i piszę od tamtej pory. I słucham Złotych przebojów ;]
Minuta do północy, udało się ;] Wciąż jest 29!!!
Serwus :]