31 styczeń, ostatni dzień pierwszego miesiąca.
Przyznam się, że choć wczoraj pisałam, że będę- dziś na lekcjach nie myślałam o sposobie na ulepszenie bloga. Dlatego, że dziś będące złożeniem jednostek czasu, płynie na myśleniu o wszystkim, potocznie przeze mnie zwanym 'Niczym'... Do szkoły na 8.00- jak codziennie za wyjątkiem dwóch dni ;] Pierwsza lekcja- geografia- 'w Polsce zjawisko urbanizacji' totalne nudy... Historia- sytuacja Polaków w Galicji XIXw.- jeszcze potworniej nudząca kwestia! Matma! Nieobecność matematyczki to zdaje się- najradośniejsza z wiadomości dzisiejszych (choć... Słońce niby zaszło, ale po zmroku też jeszcze wiele może się zdarzyć;])- więc- bumelka. Za słowem 'bumelka' (które tak żywo kojarzy mi się z jedną z ulubionych scen z Tarzana gdy to Terk i reszta dżunglowskiej bandy dokonują właśnie bumelki totalnej ludzkiego obozowiska;]) kryją się następujące czynności- śmiechy, śpiewanie, pożeranie landrynek, luźne wypady poza klasę, pogaduszki, anegdotki... cały obraz szkolnego życia idealnego. Ach gdyby mogła wyglądać tak każda lekcja! Tfu! Odwołuję! Wyrosłabym pewnie na ograniczoną wielce obywatelkę drugiej kategorii gdybym non-stop bumelowała ;] Ale to byłoby takie... nie wiem- przyjemne na pewno, próżnią umysłową jako skutkiem grożąca idylla! Dobra, dobra 'co by było gdyby' jest dla mięczaków bez przerw się nad sobą użalających lub (pewnie często też jednocześnie) swego obecnego stanu rzeczy nieznoszących- dość więc! Skończyłam na sielankowej matmie, co dalej... Polski! Jeżeli Drogi Czytelniku wczorajszy post czytałeś oznacza to, że wiesz iż nie odrobiłam pracy domowej wskutek czego- zmuszona byłam do zgłoszenia nieprzygotowania :( Poza tym- lux! Omawialiśmy fantastyczny norwidowski utwór "Trzy strofki", w którego treści kryje się zachęta do indywidualnego postrzegania, samodzielnego myślenia i wyciągania według siebie słusznych wniosków- a nie, jak łatwiej- kierowania się tymi wyszydzanymi (może to zbyt mocne określenie) przez Virginię Woolf konwenansami... Popieram całym umysłem, sercem i duszą! No dobra- Norwida wiersz- miodzio, ale na tym dzień się nie skończył (któż by zliczył tak, jak kilometry na godzinę zliczyć można, myśli płynące na sekundę...?). W-f: turniej w siatkówkę, więc nikt nie ćwiczy :] Siedzieliśmy wszyscy podczas tej lekcji na tarasie, ja czytałam "Mitologie świata"- konkretniej o wojowniczych Amazonkach (kochane...), Meduzach mit o Demeter i Korze. Zaczęłam co prawda czytać o mitologii koreańskiej (wcinając lizaki Chupa-chups), lecz nie mogłam się jakoś skupić, więc powróciłam swobodnie do tego o czym już mam jakiekolwiek pojęcie, czyli- mitologia gracka :]. Po w-fie: język angielski- ostatnia lekcja (wdż tym razem tylko dla chłopców). Mowy zależnej ciąg dalszy (ileż można?), ale zaczęliśmy też coś o turystyce, sposobach spędzania czasu wolnego i umówiłam się z panią na jutro na 7.10 (oczekuję na pomoc wszystkich pluszaków i boginek przy wstawaniu...amen) na zajęcia dodatkowe :] Git majonez- jak rzekłaby w tej sytuacji Baśka Kwarc! Back home! Cyklicznie w ciągu tygodnia roboczego- kilka zdań z familią, na górę, ogarnięcie pokoju, zmiana kostiumu wiążąca się (mochiron- jap. oczywiście) ze zmianą scenerii (narzecze filmowe i teatralne w życiu! Me życie to sztuka! Teatr, film! JEstem aktorką pierwszoplanową w filmie o mym życiu!- kicz). Potem obiad, ulubione wegetariańskie (pół) danie- wędzony łosoś z ketchupem- hainzem pikantnym;p
Po obiedzie- lekcje, geografia, angielskie i to głupie na dziś nienapisane podanie z polskiego (absolutna prowizorka) i nauka na polski (kartkówka...;[[). Po odwaleniu czegokolwiek do szkoły... łupałam orzechy w ramach zarobku 'nie proszącego o opuszczenie miejsca zamieszkania w sensie- domu ;p. Subete (すべて- wszystko ;]).
O 20.20 planuję oglądać "Halę odlotów" na TVP Kulturze (będzie prof. Magda Środa :)). Dobra o przyszłości już więcej nie piszę-bo- kto wie co może się zdarzyć??
Na dziś jeszcze wiersz, słowo Virgnii (myślami bohaterki wypowiedziane), utwór Chieko Kawabe (której słucham jeszcze dziś, jutro przerzucam się na coś innego). Więc- zacznę od ostatniego.
Kizuna Iro- Chieko Kawabe :]
Swego czasu (pierwsze półrocze, druga klasa)- mój ulubiony utwór tej wokalistki- dziś przyjemne nuty wraz z którym płyną wspomnienia:]
Dziś poezją odrobinę pesymistycznie...

Czyżbym wiedziała czym jest bolesna i radosna śmierć?
Czyżbym widząc poznała Miłości Doskonałość, połowę, ćwierć?
Gdyby tak było czy nie za szybko bym uciekła?
Za szybko, za wolno, źle myśląc do piekła?
Czy coś w tym złego, że czasem moje życie nie jest oczywiste?
Że pokochałam, pożądałam Magię, Baśń i Wzgórza Mgliste?
Czemu nie wierzyłam w Piękno, szczęście i krople radości?
Bo maska wbijała szkło z osobowej zazdrości?
Przecież już czułam smutek, zwątpienie, złowieszcze schorzenie...
Dlaczego? Bo był strach przed lucyferskim stworzeniem.
Bo nadal jest strach przed ucieczkę Nadziei,
Nadziei na Miłość i Piękno.
Oni nigdy by nie powiedzieli...
O rany, a jaki ten wiersz stary! Napisałam go chyba w pierwszej klasie gimnazjum , dwa lata temu! :] No dobrze, bo już 20:15- teraz słowa Virginii Woolf, które powtarzam sobie codziennie, pragnąc tak jak ona- swobody Bycia w takim stanie...
"Chcę myśleć w ciszy, spokojnie, przestronnie, żeby nikt mi nie przeszkadzał, żebym nie musiała podnosić się z fotela- swobodnie prześlizgiwać się z myśli w myśl, bez poczucia najlżejszej niechęci czy oporu. Chcę zanurzać się coraz głębiej, oddalać się od powierzchni i jej twardych, wydzielonych faktów"Do jutra, dobranoc :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz