wtorek, 15 kwietnia 2014

Christine...Cyndi

15,iv,2014!
Czołem zasrańcy! XD
Tak jest! Wylizuję się powoli, ale proces cudownie postępuje! Co za zgniła godzina nadeszła! 14.37! Ani się Chrystus jeszcze nie narodził, ani nie zawisnął na krzyżu... Nigdy nie wiadomo co ze sobą zrobić o tak nieprzystępnej, pośredniej godzinie... Prawda? Jasne, że prawda.
Wczoraj zaświtał mi w głowie, dosyć gwałtownie, ale w sumie od dwóch dni wszystko na to wskazywało, fantastyczny pomysł. Zostało mi może 100 stron Christine, noc jest długa i do tego wyjątkowo jasna (ty dziwko... księżycu mój sprośny), a ja mam szansę ubłagać brata by podał mi hasło na chomikuj... żeby ściągnąć ekranizację tej opowieści o przeklętym plymouthcie fury! I udało się. Nie myłam się rzecz jasna, wyczyściłam twarz nowym żelem z Yves Rocher, wyszczotkowałam zęby, ściągnęłam film, opłukałam wodą jabłko, wlazłam pod kołdrę i rozpoczęłam czytanie... Niedługo minęło zadzwoniła koleżanka, nie chcę jej się iść jutro do szkoły, żebyśmy razem poszły na waksy, ble ble... Później odwołała, a ja czytałam dalej. Przyszła mama (ileż razy można...), kazała wyłączyć światło no i zrobiłam tak na chwilę. Pooglądałam sobie przez świeżo wymyte okno pana nocy i mojego opiekuna, zebrało mi się na płacz, popłakałam, posłuchałam muzyki napędzającej wyobraźnię do obrazów typu 'gnamy wzdłuż stanowych... wokół płaski teren, zachód Ameryki... powiedzmy północny zachód, może Thelma i Louise?; kabriolet, wiatr rozwiewa włosy, cieplutki wiatr jak dopiero co wyjęte z pieca bułeczki, raz na dziesięć sekund ciągniemy z puszki po ogromnym łyku chłodnego piwa, doskonale ususzony tytoń płonie, pływa w płucach'. Coś w tym stylu. I jest też samotna stacja benzynowa z jakimiś wychodkami i sklepem pokrytym pordzewiałą blachą. Niebo czyściutkie jak łza. Ok, starczy.
Włączyłam znowu lampkę i czytam. Laptop się ładuje, podziała na baterie trzy godziny. Zasnęłam. Zostało może 20 stron. Obudziłam się o 2.23, lampka zapalona, gaszę ją już mając pewność, że do budy nie wstanę... ani nie obejrzę filmu. Choć pomyślałam, że w sumie trwa on niecałe 2h, więc ostatecznie zdążyć by mi się udało. Ale nic z tego, zasnęłam.
Dziś rano skończyłam czytać Christine, poleżałam w łóżku smarkając i rozrzucając po pokoju zwinięte w kulki chusteczki, słuchając muzyki i niewiele myśląc. Nie pamiętam o której wstałam. Pewnie koło 9. Ubrałam się w koszulę z lumpeksu (środa, 19 marca), rozdarte na kolanach dżinsy, umyłam zęby itd., zaparzyłam kawę, posmarowałam dwie kromki wazy białym serkiem potem oblałam je obficie pikantnym ketchupem (mniam ^^), zrobiłam kawę, pobiegłam na górę, włączyłam kompa, zostawiłam śniadanie na biurku i poszłam na strych z kawą zapalić. Dobrze. Stabilność jest. Wróciłam do pokoju, sypnęłam pani Mao sera i suchej karmy, obejrzałam kilka zrobionych przez siebie filmików i włączyłam Christine... 6/10 i, niestety, ostro naciągane. Nie był straszny, żadnego trupa Lebaya, niewiele krwi i ciał zmiażdżonych na miazgę :( trochę byłam zawiedziona... i znudzona, dlatego robiłam dziesiątki przechwytów i myślałam o ślicznym Japończyku xd no i jest owoc tych dwóch godzin seansu- filmik z muzyką z filmu ;> Od tamtej pory wypaliłam jeszcze jednego szluga, posłuchałam muzy, podokuczałam rodzicom i znów tu jestem. Wypalona, bez weny... Na Boga!
Wciąż myślę o Cyndi! Kiedy będą mogła zacząć nią jeździć?! Niech będzie, że to na cześć Cyndi Lauper XD za pięć lat będę wyglądała jak ona...
No dobrze, spływam xd
Prawdopodobnie zacznę dziś czytać 'Brudnego Harryego' ;D może obejrzę jakiś horror... Tak tak! Trzeba się porządnie sfazować i napruć przed świętami! Może nawet pójdę do spowiedzi i przykładowo nazmyślam o jakichś fantastycznych grzechach, które popełniłam tylko symbolicznie! Torturuję człowieka niezwykle brutalnie! Siebie samą drogi kapłanie! Zamordowałam wiele istot żywych wspanialszych od ludzi... muszki owocówki, mrówki, robaczki świętojańskie, nietoperze, kałamarnice! I kpię sobie z twojej koloratki ubabranej nieczystościami umysłu! hehe, to jest dobre! Tak mi się wydaję... jestem prawie pewna... ta postać pod kapliczką na rozdrożu... Bozia... to ja! we własnej osobie!  
"NAPRZÓD, CHOĆBY NA CZWORAKACH, ZGADZA SIĘ?" :)
no dobrze moi najdrożsi parafianie, abstrakcje czy tam zasrańcy... żegnam się, kto wie? może na wieki XD
Prawda jest taka, że ostatnio wlepiona mi dwa mierne... to wręcz prosi się o pomstę do nieba! MNIE?! Kolejnemu wcieleniu Madame Mao?! Moochiemu głupkowatemu, ale jakże przebiegłemu?! Mnie, która to pragnie z całej swej mocy odnaleźć swoją własną Christine, plymoutha, thunderbirda, lincolna, cadillaca, corsę... cokolwiek... JA JESTEM MACIERZĄ WSZECHŚWIATA NĘDZNICY ;) klękajcie i nawracajcie się! Serwus, papa, do usłyszenia, au revoir... ahoj... sayonara xxxxx

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz