piątek, 18 kwietnia 2014

18.

18 kwietnia, 2014 r. piątek, dzień Chrystusowej śmierci na krzyżu.
Piszę teraz tylko dlatego, że czekam aż ściągnie mi się Brudny Harry z Clintem Eastwoodem z '71. ;] W dużym skrócie bo jestem już totalnie padnięta... po jeździe na deskorolce, jasna rzecz xd
Wstałam ok.7.30, zapaliłam na strychu, wróciłam do łóżka, włączyłam muzykę i przespałam jeszcze trzy godziny. Potem wstałam, ubrałam się, umyłam, wypiłam kawę, zjadłam jajko na miękko i trochę twarożku, dopijając kawę wypaliłam jeszcze jednego, tym razem na balkonie;p Potem dość długo czytałam Brudnego Harryego. Koło 12, albo trochę wcześniej wyszłam pojeździć na desce na ulicę Ogrodową- tam po prostu asfalt jest w miarę płaski i wygodny. Ale mnóstwo przeklętego żwirku... I wyrżnęłam próbując zrobić ostrzejszy zakręt, właśnie przez piach i żwirek... Zdarłam sobie wnętrza dłoni, potłukłam kolana i na brzuchu mam też dwa siniaki, niewielkie... Szła akurat jakaś pani z zakupami, nie śmiała się tylko popatrzyła na mnie jak na psycholkę xd Wkurzyłam się na ten żwirek i wyjechałam na główną, w przeciwną stronę domu, żeby mnie mama nie zobaczyła bo chybaby mi deskę złamała... Klaksony jeżeli zawodziły- a to prawdopodobne- to nie słyszałam ich bo miałam słuchawki w uszach. Ale kurczę ustąpiłam traktorowi ursusa :P Po powrocie szybko przemyłam, tak żeby nikt nie widział, krwawiące rany spirytusem, napiłam się wody, wróciłam do sypialni dalej czytać. Zapaliłam, poczytałam, przyszła mama i kazała mi wyszorować dywan, na 16.30 idziemy do kościoła. Wyobrażacie sobie wspanialsze wieści?... Wyszorowałam ten głupi dywan, bardzo z resztą dokładnie. Zajęło mi to chyba ze dwie godziny... Potem znów zapaliłam, zjadłam trochę żurku, poczytałam jakieś artykuły na necie i już dobiegała 16., a ja musiałam jeszcze umyć włosy, siebie, zrobić makijaż itd... Spóźniłam się do kościoła, ale co z tego. Nawet nie dotrwałam do końca xd nawiałyśmy wcześniej z siostrą i poszłyśmy się przejść obok cmentarza przez dziwny sad. Po powrocie przebrałam się, weszłam na chwilę na neta, ale niedługo bo tata kazał obrać i pokroić w kostkę warzywa na sałatkę. Spoko, może wykonywanie takiej czynności na chwilę przepędzi przygnębiające, ponure myśli. W zamyśleniu (a jednak...) obierałam i kroiłam, z rzadka nawet odpowiadając na czyjekolwiek pytania. Zapragnęłam jeszcze na koniec dnia chociaż chwilkę pojeździć na desce... Zachowywałam się grzecznie, wykonywałam polecenia w nadziei, że pozwolą mi wyjść. I pozwolili. Znów mój zjazd z górki koło banku (gdy jechałam do siostry i koleżanki pod centrum kultury xd) prawie zakończył się glebą... Ale zeskoczyłam szybko z deski na dwie dolne kończyny xd napiłam się trochę piwa żurawinowego z nimi i znów ruszyłam samotnie w trasę. Uwielbiam to. Ale były takie egipskie ciemności... tylko koło banku jeden reflektor, strasznie oślepiający... nic nie widziałam, ale starałam się utrzymać równowagę i świeciłam sobie telefonem. Nie wyrżnęłam po raz kolejny. Potem jeszcze nocny, pachnący, długi spacer na most uroczo oświetlony i Wisła tym samym blaskiem odbijająca tysiące małych wodnych iskierek... to taki romantyczny widok. Wróciłam ulicą na desce. Kilkanaście metrów przed domem zatrzymałam się, wzięłam deskę do ręki i resztę drogi przeszłam z nią pod pachą. W domu napiłam się wody, umyłam jabłko, sypnęłam herbatników małym i pani Mao, posiedziałam jeszcze chwilę z rodzicami i bratem (oglądali 'Oszukaną'- widziałam już to) no i zaczęłam ściąganie i pisanie. Zostało jeszcze 13 minut, akurat zdążę umyć zęby i zmyć makijaż :) Dobranoc :*
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz