TUBEROZA; roślina grubych, perłowych płatków.
Jej rodziną są agawowate, populacja tragicznych, ale jakże wyniesionych duchowo ludzkich istot, które za swą dobroczynność reinkarnowały w organizmy wyzwolone od zdradliwych zmysłów, błogość dla nich, chwała im.
Tuberozy rosną w Meksyku, kraju osnutym mrocznym i suchym psyche Morza Karaibskiego, którego rafy koralowe pokryte są krwią z dziąseł ryb... "Romans Morza Karaibskiego"- zachciało mi się mieć teraz tę pozycję reportaży Budrewicza w lewej dłoni.
mój kwiat pachnie słodko, jak mydełko osadzone pod paznokciami panien wkrótce zamężnych. mogłabym także porównać tę drastyczną woń z oddechem transseksualisty po popołudniu spędzonym na subtelnej masturbacji. Moja świeca sączy z siebie odór taniego szamponu. Przypomina mi, że w życiu jednak niewiele pragnień udaje się zaspokoić...
6 wrzesień, 1922 rok
"Nie ulega wątpliwości, że niemal całkowicie przearanżowaliśmy życie. (...) ; wszyscy opanowaliśmy sztukę życia i jest to szalenie fascynujące. (...) Czuję, że sypią się na człowieka miriady śrutu, ale nie wynosi się z tego tej jednej, zadanej prosto w twarz śmiertelnej rany (...)"
Rok 1939, pierwszy rok wojny rozpoczętej 'z zimną krwią', 6 wrzesień
"PUSTKA. NIEWYDOLNOŚĆ. (...) Planuję zmusić swój umysł do pracy (...) Boże, to jest najgorsza rzecz, jakiej w życiu doświadczyłam. Nie kończące się przeszkody. Szyliśmy te zasłony. (...) Tak, świat jest teraz pusty i bez znaczenia. Czy jestem tchórzem? Podejrzewam, że fizycznie tak. (...) To się wydaje całkowicie bez znaczenia- symboliczna kaźń, jakby w jedną rękę wziąć słoik, a w drugą młotek. (...) OCZYWIŚCIE ODCIĘTE SĄ WSZELKIE SIŁY TWÓRCZE. I powtarzam sobie po raz setny- każda idea jest prawdziwsza niż jakakolwiek liczba wojennych nieszczęść. (...) To jedyny wkład, jaki można wnieść- to kołatanie idei jest moim wystrzałem oddanym w obronie sprawy wolności."

Podporządkowuję te frazy dziennikowe Virginii Woolf, potrzebom swojego umysłu. Czy nie było tak, że samurajowie popełniali samobójstwa silnym i odważnym pchnięciem katany w środek brzucha prosto w biedny, niczego się nie domyślający żołądek, ponieważ wierzyli, że to właśnie tak skumulowały się te wszystkie podłe uczucia i strachliwości? No tak, tak właśnie było. Jestem, z pewnością, w innej swoistości niż Virginia, lękliwa fizycznie. Lecz raz po raz pomijam tę nieprzyjemność i pewne kontrowersje z nią związane, opisywania moich chaotycznych obaw. Mentalnie należę do osób określającyh się jako łagodni hikikomori. [Hikikomori]
Możliwości! Dlaczegóż je porzucam?
"Ta 'globalizacja' , nadgryzając suwerenność" MOJĄ, "kruszy wał ochronny niezależności" MOJEJ. (Zygmunt Bauman, 'kultura w płynnej nowoczesności')
Jakaż muszę być żałosna, gdy sama nie potrafię odkryć słów swoich na własność, na wypieprzenie, na wyciśnięcie, na rozgniecenia, na swoją korzyść, a raczej niekorzyść...
Tylko podpieram się na okrągło specjalnym geniuszem Virginii, Baumana, Peszek.
Czy kiedyś ktoś podeprze swoje marności i wspaniałości na mojej twórczości? Czy ktoś znajdzie w niej- o ile ona rzeczywiście nabierze barwy atomów tuszu na papierze- coś do wyciśnięcia, wymamłania i upośledzenia, na własną potrzebę???
Wyłam dziewczyno fragment swojej twardej czaszki, wciśnij na parę chwil dla ekstatycznych i podniecających odczuć, głęboko paznokcie swe barwy różowej w galaretowatą masę mózgową, wydrap ze środka tę przeklętą ścierę myśli, wyżnij ją nad czarną studnią szatana i trwaj pod ludzką skórą bezrozumna ze śliną ściekającą przez włoski brody...
Oto jest anielska perspektywa! Nigdy więcej dylematów, nigdy więcej podejmowania prób doskonałości, nigdy więcej jakichkolwiek fatalnych analiz! Eureka, Julcia odkryła sposób!...
6 września, 2013 roku.
Oto niektóre, według mnie, najbardziej interesujące wydarzenia,
których dziś obchodzimy rocznicę:
*775r. p.n.e.- Czarnowłosi, chińscy astronomowie zadziwieni, zachwyceni i zafascynowani odkryli zjawisko zaćmienia Słońca i odnotowali je- jako pierwsi w historii
*1932r.- W dużym państwie półwyspu Iberyjskiego- słonecznej i często odwiedzanej przez turystów, Hiszpanii zniesiono, dzięki bogom, karę śmierci i karę (tego raczej nie pochwalam) dożywotniego pozbawienia wolności.
*1936r.- ostatni osobnik swego gatunku, wilk workowaty opuścił nasz świat w ogrodzie zoologicznym w Hobart na Tasmanii, bez wątpienia otoczony współczuciem i miłością
*1968r.- niewielkie afrykańskie państwo, położone na wschodnich stokach Gór Smoczych, z siedzibą parlamentu i króla w Lobambie i ze stolicą w Mbabane- Suazi odzyskuje niepodległość od Wlk. Brytanii.
*1997r.- pogrzeb słodkiej księżny Diany, za którą królowa chyba nie przepadała.
*2006r.- Japonia, cesarska rodzina wita pierwszego męskiego od ponad 40 lat potomka- małego, uroczego księcia Hisahito
*2009r.- 6 Koreańczyków z południa utonęło w wyniku nagłego spuszczenia wody z zapory na rzece Imjin przez stronę północnokoreańską.
Dzisiaj również wspominamy świętą katolicką męczennicę Beatę z Sens, której piękną kaplicę- miejsce jej pochówku, zniszczyli barbarzyńscy Saraceni- dzikie plemiona arabskie. Kolejną wybudowaną dla niej kaplicę zniszczyli Normanowie, bezwzględni mieszkańcy Skandynawii. Ostatecznie relikwie Beaty spoczęły w kościele St-Pierre-le-Vif.
6 wrzesień, 2013 r. średniej wielkości państwo położone w środkowo-wschodniej części Europy, woj. lubelskie/świętokrzyskie.
Znów na 7.10 do szkoły, pierwsza lekcja fizyka. Nie spóźniłam się. W busie czytałam Siedem szkiców Virginii, słuchałam muzyki i wpatrzona w gnający w nieokreślonych kierunku nudny widok polskich wsi, reklam i wiecznego nieba, rozmyślałam o prędkiej ucieczce czasu w szkole i wymarzonym rozpoczęciu weekendu. I tak się stało. Zapoznawałam się znów z wymogami, PSO, nudności, drażniące bzdety. Przeszłam urokliwą drogą spod szkoły na przystanek, zaintrygowana czy piesio- ostatnio tam będący- stoi wciąż w oknie i poszczekuje na przechodniów, biednych, zastraszonych ludzi takich jak ja. Wracając wykorzystałam każdą z możliwych opcji- siedziałam na fotelu, na kolanach pewnej pani- to było strasznie niekomfortowe!- i stałam. Nic tylko milczenie, co za kapryśna i zasmucająca część Wielkiego Planu Gwiazd... Beznadziejne uśmiechy na widok uczniów mojego gimnazjum, nauczycieli, samochodów, pełni jakiegoś trwania w wykonywaniu grzecznego obowiązku.
W domu zjadłam obiad częstując moją Chrzestną bierzmowania herbatką jaśminową i opowiadając przygody z chińskiej i japońskiej restauracji. Potem na górę, nędzny tytoń i komputer. Rozmowa z bratem, odczucie zazdrości i dumy i takie... nic specjalnego.
Marny mój los, muszę się z tym pogodzić...
Żart! :]
Potem był dłuższy spacer po zdrapki- brak wygranej, przez pole buraków i przez sady w oświetleniu zachodzącego Słońca, z muzyką Gawlińskiego w tle.
I znów komputer i post- zbyt długo tego posta tworzyłam, żeby teraz móc cieszyć się jego sensownością i wartością. Opis mojego dnia to niewątpliwie najnudniejsza i najbardziej pesymistyczna część tego wpisu. Dobranoc :]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz