Ani jeden lipcowy dzień nie został tutaj opisany, ani jedna chwila wytchnienia, ani jedna rezygnacji, ani jedna myśl. Czy działo się aż tak wiele... Pierwsza połowa to wciąż czas spędzany z rodziną amerykańską, potem płacz na lotnisku, odczucie pustki, paraliżujące za każdym razem potknięcia o tę niewielką szczelinę... Wyjazd do babci, rozpuszczenie niewinności wraz z dymem tytoniowym w powietrzu wiejskim, pod zapadającą się chatkę babci staruszki, pierwsze z drżeniem i smutkiem przyjmowane słowa chińskiej i koreańskiej poezji... "Romanse i papierosy"... 'romanse' z każdym po kolei widokiem, pejzażem, chybotliwym człowiekiem, słowem i skinieniem, miną i gestem, 'papierosy' przebierania nogami, ciągłego, nieprzerwanego, niszczącego, zamiast trwania w tak długim zastopowaniu czasu jak tylko to mogło w danych okolicznościach być możliwe, zamiast tego 'rozciągania granic chwili'. Brak mi było rozsądnych wędrówek w przeszłość i brak doceniania obecności, realiów, skądinąd czytelnych i sprzyjających zawsze. Czymże znów był mój strach, gdzie miałam szukać kamienia węgielnego? 'Wszystko się wierci, opada, ześlizguje'. Zdaje się, że lipiec roku 2013 był najpłodniejszym miesiącem w życiu jeżeli zliczyć wszystkie 'wszystko mi jedno' i 'nigdy mnie to nie obchodziło'. Czy naprawdę byłam człapiącą próżnią czy też zamiatanie refleksyjności i melancholijnych rozważań pod dywan znudzenia było tylko jakąś ułudą rozpaczy letniej...
Druga połowa to ponowny wyjazd do babci na odpust, uśmiechy, jedność rodzinna i ta euforyczna pełnia której każdą częścią była każda osoba. Przyjemne wiatry i prażące słońce na ławeczce pod zabytkowym kościołkiem, skwitowane dziką kpiną niekonieczną kazanie, potem zabawne kłamstewka, zakłopotania... Zabawa pod grzybkiem, denerwujące spostrzeżenia, tańcowanie, niepoznanie i szczęście. Tak. Szczęście. Ogromne słowo, czy użyłam je z ignorancji czy z rzeczywistej konieczności, nie wiem.
Tygodniowa krzywa, ale wciąż poparta innymi jednostkami kochanymi, egzystencja, nie przynosiła mi wiele samozadowolenia. Lecz już jest częścią mojego życia i nie ilustruje mojego dna, więc cieszę się nią, akceptuję ją i wspominam dobrze.
No i wczasy nad morzem. Tydzień we Władysławowie uwieczniany moją nową kamerą cyfrową, fotografowany, umiłowany, boski odpoczynek. Jeżeli miałabym użyć trzech związków wyrazowych określających mój pobyt w sławnej miejscowości początku mierzei helskiej pewnie powiedziałabym: chłodne fale rozkoszy, Virginia Woolf na deszczowej plaży, i czarująca stacja Trójmiasta i cypelka- Helu. Jakże ze mnie uzależniony i spętany człowiek jeżeli nawet w naszym uroczym hotelu, w łazience pokojowej musiałam palić papierosy? Nocą, skradając się, potem dniem gdy rodziców nie było. Kwaśno uśmiechnęłam się ostatniego dnia gdy wypakowywałam swoje rzeczy z szafy a mój wzrok padł akurat na jedną obowiązującą zasadę 'zakaz palenia w pokoju i w łazience'... No cóż, właściwie to było oczywiste. Pamiątki, bursztynki, muszle, romantyczne fale wyozdobione iskrami płomieni zachodzącego słońca, gry w 'cymbergeja', Gdańsk wyniosły i dumny ze swej historii, Gdynia krzykliwa i rozpuszczona małolata, Hel- spokojna i milcząca przystań skraju ziemskiego.
Ja tak bardzo pragnęłam jechać do Sztutowa znajdującego się ok. 120km od Władysławowa, gdzie umiejscowiony jest najdłużej 'aktywny' obóz koncentracyjny Stutthof, założony dla 'rozwiązanie kwestii polskiej na Pomorzu'. Niestety miałam za małe poparcie (kto chce zwiedzać obóz śmierci będąc na wczasowym wypoczynku...). Ale- Chryste mój, dzięki Ci, że tak myślę- nie żałuję ani chwili, nie żałuję. Oto kilka zdjęć, tych najbardziej udanych, które udało mi się wykonać moją kamerą:
Niewiele, ale niestety zbyt długo się przesyłają, być może w kolejnych wpisach będzie więcej.
Sądzę, że dosyć ważny jest fakt iż przefarbowałam sobie włosy na wisienkę :p Nędzny kolor, chciałam wściekły błękit lub chociaż fiolet, ale nic z tego, nigdzie nie mogłam znaleźć.
Tak bardzo chciałabym móc wszystko pięknie spisać tutaj, mieć inspirację i tworzyć błyskotliwe frazy...
Wróciłam do biegania, o tym więcej jutro, a teraz już właśnie idę biegać ;]
Jeszcze na zakończenie dwa cytaty z wikicytatów:
"I natenczas to morze, wiecznie rozgadane swoją żywą falą – innem się staje i nowej nabiera treści"
~Marcelina Kulikowska ( polska poetka, dramatopisarka XIX/XXw)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz