Rozpoczął się ostatni miesiąc w roku- grudzień.
Przekartkowałam przed chwilą cały Dziennik Virginii (oczywiście jest to poważnie okrojona wersja oryginalnego Dziennika) i nie znalazłam w nim żadnego zapisku z 1 grudnia. Na złość, jest drugi, trzeci, ale pierwszego nie ma ;/
Znów myślę o Tian'anmen... Czytam w swoim notesie A4 cytaty z 'Pekińskiej komy', "Musimy wyjść na Tian'anmen"
Czuję coś w podobieństwie do tego, co się czuje słuchając hymnu narodowego, albo opowieści o odwadze żołnierzy na wojnie. Dumę, delikatne uniesienie, jak to się mówi 'ciepło na sercu' :]
Ale nie będę się dzisiaj zajmowała wystąpieniami na Tian'anmen. Przecież ten zryw, którego rocznicę obchodzi się corocznie, od 1989 (w Chinach to niespecjalnie), rozpoczął się wiosną! A masakra, o ile pamięć mnie nie myli, to cezury 4-6 czerwiec '89. Więc gdy nadejdzie ten czas, będę pisać.
Dzisiaj natomiast mamy, jak dnia każdego, wiele rocznic. W Czadzie obchodzi się Festiwal Wolności i Demokracji, w Portugalii Dzień Młodzieży.
Mamy 178. rocznicę opublikowania przed Andersena pierwszego zbioru baśni (1835).
W 1948 założono Ludowy Bank Chin :)
A to jest dobre: w 1953 roku ukazał się pierwszy numer Playboy'a ;D.
A co się działo u mnie, 1 grudnia 2013...
Zaczęłam ten dzień już od północy. Z ogromną przyjemnością wdychałam zapach mroźnej nocy i paliłam papierosa, najpierw nędzny, niewielki fragment wajsa, potem zdecydowałam się na całego ;]. Nie chciało mi się wcale spać. Słuchałam muzyki, starając się stworzyć kilka nowych obrazów idealnego świata i doskonałej siebie, machałam głową, czasami otwierałam oczy by sprawdzić czy nie wkradła się do mnie jakaś bladolica, długowłosa demonka.
Przedtem, po dymku, cichutko, zupełnie niesłyszalnie przeszłam do łazienki, ujrzałam wciąż jeszcze zapalone światło u siostry w pokoju, odkręciłam korek i napiłam się zimnej wody z kranu. Wróciłam i położyłam się. Podjęłam odważną decyzję, o godzinie 1.20 zejdę na dół, włączę tv i obejrzę 'Skórę, w której żyję'. Na Kulturze był. Trochę mnie męczył, momentami rozdwajałam swoją uwagę, udolnie całkiem, i rozmawiałam z carycą Katarzyną, albo piratem, który żywi się wyłącznie pieprzem ;p. Dotrwałam do końca, który był, albo nie był- można się było go jednak domyśleć- zaskakujący. Miałam przy sobie tylko dwa cukierki, których i tak nie zjadłam, szklankę wody, którą opróżniłam oraz karteczkę z długopisem, na której zapisałam 'Szaleństwo mam we krwi' i jeszcze kilka innych wypowiedzi bohaterów. Skończył się film odrobinę przed wyznaczonym w programie czasie. W łóżku byłam już o 3.18, ale teraz przypomniałam sobie, że przecież zajarałam jeszcze raz przed snem, na dobre sny ;]
Więc film skończył się na długo przed wyznaczonym czasem, co najmniej 10 minut.
Słuchałam jeszcze muzyki, potem zasnęłam. Pokuta za ten nocny grzech była o niedzielnym poranku ciężka. Nie mogłam się przebudzić, mama wciąż krzyczała, zarzuciła mi, że nie wstaję, ponieważ pragnę by ominęła mnie konieczność uczestnictwa we mszy... Raczej nie, ale wszystko jedno, lepiej, żeby tak myślała niż żebym miała jej wyjawić prawdę o na wpół bezsennej nocy z soboty na nadzielę, z 30 listopada, na 1 grudnia.
Dobra, dobra. Chcę zapamiętać po trochu każdy dzień z życia licealnego, więc wezmę się za pisanie. A nie oglądam jakieś amv na yt ;p
Wstałam po dwunastej, po południu ;] Zebrałam jakieś niewypalone do końca pety (mama poszła do kościoła), nie ubierając się nawet zeszłam na dół, umyłam zęby, potem do kuchni, zaparzyłam sobie kawę, włączyłam muzykę, podstawiłam popielniczkę i dopaliłam te syfiaste pety. Zgniotłam je w popielniczce, posprzątałam, zrobiłam dwie kanapki z serem i pomidorem, wywietrzyłam kuchnię, poszłam do pokoju, włączyłam tv, dopiłam kawę i zjadłam kanapki oglądając 'Prawo Agaty' ;] Na szybciora teraz pisać będę!
Mam kilka nowych opcji dotyczących bloga, wczoraj, jak z pewnością wszyscy spostrzegli, zmieniłam tło i obrazek tytułowy. Będzie więcej zmian, niestety, zmian KAIZEN :]
Dobra, co się jeszcze dzisiaj działo? Chcę szybko skończyć i może obejrzeć jakiś niedługi horror.... Zapalić też, gdzieś w ukryciu...
Wiem! Byłam w Centrum Kultury odebrać mierne stypendium naukowe w wysokości 200zł... Ale nie ma co narzekać, zawsze będzie na kilka książek, wyjazd na Marię Peszek do stolicy ;]
W gruncie rzeczy nic specjalnego tam się nie działo. Spotkałam kilka osób z gimnazjum, kolegów, koleżanki, (cały czas miałam ochotę na szluga, gdzie szlugi, szlugi! - nie lubię tego słowa), nagrywałam biedoty i obserwowałam miny wszystkich 'uhonorowanych'. Sama też mam, siebie, jakieś zdjęcia i nagranie, ale są beznadziejnej jakości, siostra, robiąc je nie zmieniła ustawień. Po wszystkim postanowiłyśmy z siostrą pójść do Biedronki. ;p Papierosy nie włosy, na głowie nie rosną ;p Tam ona kupiła sobie jakieś słodycze, a ja nic...
Wróciłyśmy do domu ok. godziny 18.00. Otworzyłam bramę, bezmyślnie przebiegłam wzdłuż kamienistej drogi, zebrałam swoje śmieci, i zła przekroczyłam próg domu. Pokłóciłyśmy się ostro z siostrą, ale topory wojenne do tej pory już wąchają ziemię :P zasłona milczenia wciągnięta. Pierwszy etap godzenia się to był wspólny wajs na schodkach do strychu. Małe, ciche, chłodne pomieszczenie. Niczym dno studni z Kroniki ptaka nakręcacza, dobre do przemyśleń, wspomaga wyciąganie odpowiednich, słusznych wniosków. Przykładowo ostatnio zastanawiałam się tam nad definitywnym rzuceniem palenia. Ale na razie nie. 'Na coś trzeba umrzeć' :P podobno tak mówi każdy palacz. Wszyscy też porównują fajki do swoich przyjaciół, ale lepiej się trochę wcześniej ogarnąć, nie przywiązywać do takich 'przyjaciół'...
Nieważne, nie będę moralizować w tej kwestii, to byłby chyba szczyt hipokryzji ;P
Od tamtej pory piszę. Właściwie odrobiłam jeszcze angielski, matme- to dużo wcześniej. I tyle, to wszystko, zmykam. Żyjcie szczęśliwie :D
O! Mam dobre stare powiedzenie:
Kto pije i pali, ten nie ma robali. :D
Albo, przykładowo Michelle Pfeiffer powiedziała coś, co mi się podoba :]
"Rzuciłam palenie, ale nie uważam się za osobę niepalącą. Myślę, że palacze są ciekawszymi towarzyszami przy kolacji."
Może i tak. Ciekawsi towarzysze przy kolacji... Raczej nie to u człowieka decyduje o poziomie w jakim jest 'ciekawy', ale nieważne, idę na kolację. ;]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz