wtorek, 10 grudnia 2013


Postawmy Sumire w ciemnym miejscu. Niechże ma ona przypadkowo mój wygląd. Podarujmy jej Tajemnice. Posiadanie tajemnic jest bardzo ważne, to bardzo ważne by je mieć. Stoi. Na razie jedyną jej własnością są tajemnice i mój wygląd.
Tym ciemnym miejscem, który unosi ciężar Sumire jest mój pokój. Milczący, ciepły, dziko transgresywny, mroczny pokój. Barokowo ozdobiona i wypełniona przestrzeń realnej pustki, granicznie hermetycznej samotności.
Rozwój duszy Sumire przebiega bardzo niespokojnie, niepewna, mglista, przenikliwa materia wierci się rozgniatając galaretowate narządy wewnętrzne, opada przynosząc oniryczną ulgę, ześlizguje się ciskając w świeży umysł dziewczyny ekstatyczną rozkosz.
Opada, wierci i ześlizguje się, tak jak wszystko.
Tragizm całej sytuacji polega na tym, że nikt procesu kształtowania ten ziemskiej dziewczyny nie obserwuje. Okropne.
Podczas gdy ona każdym ze swych gumowych fragmentów czepia się najbliższych atomów powietrza, stygnie przygotowany dla niej specjalnie wywar i suchy papieros.
Za chwilę spożyje swoją ambrozję, jeszcze moment, niech nabierze więcej świadomości. Nie będzie mi dane dowiedzieć się, ujrzeć raczej, w jaki sposób ta krystaliczna kobieta porusza się, spogląda, z jak poruszającą subtelnością wykorzystuje pozostałe zmysły.
Jedyne co wiem, mam pewność, to to, co ona będzie robić po transformacji.
Chwyci kubek z wywarem herbaty jaśminowej z imbirem i wódką, upije finezyjnie jeden łyk, otworzy "Panią Dalloway" , odkryje istotę swej egzystencji w pierwszym zdaniu, niemal grzesznie zachwycona, zapali papierosa.
Boginie uniosą ją w mrok nocnego nieba, będzie czerpać niesłychaną przyjemność seksualną ze swoich czynów, potem zaśnie.

rock me



10 grudnia, 2013 roku, 21 dni przed ostatecznym i bezpowrotnym zakończeniem jedynego w naszym kolorowym życiu roku- 2013... :)

1. 1949 – Chińska wojna domowa: wojska komunistyczne podeszły pod Chengdu, ostatnie miasto na kontynencie znajdujące się pod kontrolą Kuomintagu. Tego samego dnia Czang Kaj-szek ewakuował się samolotem na Tajwan.
2. 1954 - Ichiro Hatoyama został premierem Japonii [wikipedia.pl]

W 1996 roku Wisława Szymborska (10 XII) odebrała literacką Nagrodę Nobla :] A kilkadziesiąt lat wcześnie 1924 roku, w tym samym dniu, tego samego roku Adolf Hitler zostaje przedwcześnie zwolniony z więzienia, a nasz rodak Reymont odbiera swojego Nobla.
Ciekawe, prawda? 

10 grudzień w moim życiu.
Wstałam trochę przymulona przed godziną szóstą rano. Zasnęłam chyba koło 2.00, nie mogłam spać albowiem opiłam się napoju energetycznego wczoraj. Chciałam uczyć się na sprawdzian z biologii i nawet trochę się uczyłam, ale i tak dzisiaj wszystko zerżnęłam ze ściągi.;] No więc wstałam, całkiem spokojnie przyszykowałam się, skrywając się przed myślowymi pułapkami czyhającymi w każdym zakątku umysłu. Znów przypomniałam sobie o warszawskim rozczarowaniu, ale... nie napisałam wczoraj przecież jak miła niespodzianka spotkała mnie ze strony cioci i wujka! Zadzwonili do mnie z propozycją wyjazdu wspólnego na koncert Peszek w lutym! :] Przyznawszy szczerze głównie jest to na rękę mojej mamie. Sama i tak bym pojechała, bez pozwolenia, ale całą przyjemność, lub jej istotną część wyżerałyby wyrzuty sumienia... No więc na pewniaka jadę, biorę kamerę, a potem sporządzam mega szczegółowy reportaż ;]
Ale wróćmy do dzisiaj.... Na busa się nie spóźniłam, siedziałam sobie spokojnie od zewnątrz obok siostry, czytałam biologię niemal całą drogę. Ta sama droga, przez Bramę, słuchając muzyki spoglądając w górę na urocze kamieniczki i bure niebo, potem w dół na brukowane chodniczki i moje 'śmieszno-fajne', czarodziejskie czerwone buty. Pierwszy polski, po drodze spotkałam koleżanki i wymieniłam z nimi kilka nudnych zdań, razem weszłyśmy do klasy, spóźnione nieznacznie. Na w-fie nie ćwiczyłam, 'uczyłam się' na biologię. Potem biola- no to wiadomo! Na przerwach wydurniałyśmy się z koleżankami i kolegę, który próbował mnie przekupić. Ale to nieważne, nie cenię specjalnie tych chwil. Kolejny polski, kolejna dawka śmiechu, no przynajmniej można się pośmiać ;D Przedsiębiorczość. 'Zajebista wyprzedaż' oddał sprawdziany, dostałam 3- :( Rock it! No i senna religia. Wysłuchiwałam smutnej historii koleżanki o jej życiu gimnazjalnym. Do domu wróciłam zwyczajną drogą, rozmawiałam z koleżankami też idącymi na przystanek. 
W domu obijanie się, oglądanie bzdur, robienie imbirowego sosu pomidorowego, wcinanie go z ryżem, głaskanie piesia i niecierpliwe oczekiwanie na mamę. Gdy już wróciła zagorzała kłótnia o bilet miesięczny i gumkę ze słuchawki między mną, a siostrą, a mama starała się być osobą postronną, mediatorką. Na niewiele wszystko się zdało. I tak nie znalazłam zgubionych przedmiotów siostry. Byłam za to nakarmić połową saszetki kitkata kociczkę Lunę, zamknąć kury, wyciągnąć pocztę ze skrzynki. Wszystko w pantoflach i kapturze ;] Zimno potworne, ale starałam się wszystko skończyć szybko. Potem skradłam papierosa i uciekłam z nim na strych. Wypaliłam do połowy, przeszkodziła mi siostra. Szantaż i wściekłość- oto co mi podarowała w ten grudniowy wieczór, zimny i wietrzny... Przetrząsnęłam oba swoje pokoje i nie znalazłam tych biletów, ani gumki od słuchawek... Ogarniać jednak dzięki tym chaotycznym porządkom zaczęłam rzeczywistość. Dotarła do mnie moja niewybaczalna bezczynność i wzięłam się za angielski. Uzupełniłam kserówkę z czasów przeszłych słuchając radia RMFON, lista przebojów, właśnie skończył się numerek numer 1. Metallici ;] Teraz zaczęła się Nelly Furtado Say it Right. Dobra, dobra.
Więc zrobiłam ten angielski. Jutro mamy sprawdzian, ale na jednej lekcji idziemy na jakieś przedstawienie, sporo ostatnio wydatków w szkole. 
Znów obeznałam teren, czysty. Wspięłam się po schodkach na strych, podpaliłam po raz drugi popijając energetykiem nasycałam się dymkiem. Obciach, co nie? Opinie innych się nie liczą, tego poranka, czy innego, popołudnia, wieczora, każdej pory (WOOLF) ;] Więc uznajemy coś za słuszne, lub konieczne, lub nieuniknione i akceptujemy, nie grzeszymy, kochani! Nie grzeszymy dopóki nie przekraczamy granic wolności innych! Dopóki nie krzywdzimy innych. Oczywiście możemy krzywdzić bliskich przez krzywdzenie siebie, ale do licha, zbyt wiele rozmyślań i pisaniny teraz by mnie to kosztowało... Znów musiałam zgasić bo usłyszałam czyjeś kroki. Siostra. Pomówiłam do niej spokojnie przez chwilę, okazało się, że te furiackie wyzwiska i zarzuty zupełnie nie były potrzebne. Wróciłam na górę i po raz trzeci, ostatni, podpaliłam peta. Skończyłam i wróciłam do pokoju, od tamtej pory siedzę na necie, gram w zabijanki, gadam na fb z koleżanką i słuchałam hitów lat drugiej połowy XX wieku :] Na dzisiaj tyle, spadam, więcej będę od dzisiaj pisać, choć mnóstwo popraw, sprawdzianów, kartkówek, będę pisać, albowiem rok się kończy!
"Fastina Lente! -Śpiesz się powoli" 
[oksymoron ;)] ~łacińska sentecja

poniedziałek, 9 grudnia 2013

9 grudzień 2013 rok naszej ery.
Nie pisałam jakiś czas ze względów niezależnych. Udawałam, że się uczę, oglądałam horrory przypalając sobie dolną wargę, odbywałam beznamiętnie, budzące samo- wewnętrzną grozę, tańce na warszawskiej starówce po tak zwanej 'iluminacji świątecznej', przez śliskie alejki galerii, zlodowaconych chodnikach. 
Dzisiaj rano nawiedził mnie żałości duch dnia poprzedniego- zapłakanej niedzieli pełnej zawodu. Kompletnie nie byłam w formie by wstać, rozpocząć nijaki rytuał istnienia, pojechać do szkoły, funkcjonować. Lecz okoliczności podłe zmusiły mnie. Wstałam więc. Moje spuchnięte oczy, jakby po nocy nieprzespanej z dymami w płucach i pigułkami w żołądku i jelicie, rozkleiłam lodowatą wodą. Spróbowałam wyczesać poczochrane włosy, nieskutecznie. Każdy kosmyk, jakby wyrażając mą ambiwalencję rozszarpaną, wyznaczał inny kierunek, w inną stronę odstawał. Pewnie gdybym bardziej się postarała zdołałabym ukraść papierosa, ale nawet na tym specjalnie mi nie zależało. Po prostu wstałam, ubrałam się, wsiadłam do busa, pojechałam i próbowałam nie zasnąć. Wysiadłam kołysząc się jak pijaczyna, wywinęłam orła koło przystanku, zezłościłam się, ale ruszyłam dalej, dumnie, przez Bramę Opatowską. Fantastycznie, znów wszystko się wierci, opada i ześlizguje, jakie to ekstatyczne doznanie, jakie boskie, zdaje się, że moja pierworodna córa skryta Nemezis czołga się, wyczołguje na świat (świat brudu i niedoli) przez moje zasuszone łono. Ależ ona ma szpony ostre, ohydne, wykształcone precyzyjnie by gorzko ranić. I rani mnie bez opamiętania, i wielbię ją za to. Moja córeczka!
No więc maszeruję walcząc z wichrami, lodem, deszczem. Wstępuję w progi szkoły, przedtem spotykam koleżankę z klasy i nieprzytomnie ją witam.
"Ach, tajemnice życia!"
Wolę pominąć każdą lekcję, one były tylko nieznaczącymi, przejściowymi przerwami w całym muzycznym utworze bytowania. Urwane nuty. Z pewnością mogłabym określić bardzo szczegółowo swoje stany przeróżne, uzasadnić jakoś akty wypowiadania słów i treści wypowiadanych słów. I być może potrafiłabym zanalizować również swoją opóźnioną reakcję na przedziwne, niecodzienne kłamstwo, którego stałam się nieprzypadkowym świadkiem. Mogłabym również powrócić do luksusu chwil wypalania papierosa za bankiem z koleżanką, do tamtej ulgi cichości krążącego w mózgu i płucach tytoniu. Potem te jakieś nikłe, pozorne czynności 'sensowne'; wiadomość dnia ("nieprecyzyjność myśli!"...); z woli Boga poczęta...
Dobra, nie chce mi się już - mam dość :P Mam dość wypisywania tych bzdur, oszukiwania. Szczerość uwięziona jest w tych słowach, ale wcale jej w nich dobrze, nie narzeka.
Teraz totalna szczerość- nie chce mi się, nie nauczyłam się na biolę, inspirować siebie na razie nie potrafię, pisanie też mi nie wychodzi- jednym słowem: życie do bani. Lecz jest również setna strona medalu ... ;] o niej zdałoby się pamiętać.
Pozdrawiam Was gołąbki.

niedziela, 1 grudnia 2013

"Skóra, w której żyję", I/XII



Rozpoczął się ostatni miesiąc w roku- grudzień.
Przekartkowałam przed chwilą cały Dziennik Virginii (oczywiście jest to poważnie okrojona wersja oryginalnego Dziennika) i nie znalazłam w nim żadnego zapisku z 1 grudnia. Na złość, jest drugi, trzeci, ale pierwszego nie ma ;/
Znów myślę o Tian'anmen... Czytam w swoim notesie A4 cytaty z 'Pekińskiej komy', "Musimy wyjść na Tian'anmen"
Czuję coś w podobieństwie do tego, co się czuje słuchając hymnu narodowego, albo opowieści o odwadze żołnierzy na wojnie. Dumę, delikatne uniesienie, jak to się mówi 'ciepło na sercu' :]
Ale nie będę się dzisiaj zajmowała wystąpieniami na Tian'anmen. Przecież ten zryw, którego rocznicę obchodzi się corocznie, od 1989 (w Chinach to niespecjalnie), rozpoczął się wiosną! A masakra, o ile pamięć mnie nie myli, to cezury 4-6 czerwiec '89. Więc gdy nadejdzie ten czas, będę pisać. 
Dzisiaj natomiast mamy, jak dnia każdego, wiele rocznic. W Czadzie obchodzi się Festiwal Wolności i Demokracji, w Portugalii Dzień Młodzieży.
Mamy 178. rocznicę opublikowania przed Andersena pierwszego zbioru baśni (1835).
W 1948 założono Ludowy Bank Chin :)
A to jest dobre: w 1953 roku ukazał się pierwszy numer Playboy'a ;D.
A co się działo u mnie, 1 grudnia 2013...
Zaczęłam ten dzień już od północy. Z ogromną przyjemnością wdychałam zapach mroźnej nocy i paliłam papierosa, najpierw nędzny, niewielki fragment wajsa, potem zdecydowałam się na całego ;]. Nie chciało mi się wcale spać. Słuchałam muzyki, starając się stworzyć kilka nowych obrazów idealnego świata i doskonałej siebie, machałam głową, czasami otwierałam oczy by sprawdzić czy nie wkradła się do mnie jakaś bladolica, długowłosa demonka. 
Przedtem, po dymku, cichutko, zupełnie niesłyszalnie przeszłam do łazienki, ujrzałam wciąż jeszcze zapalone światło u siostry w pokoju, odkręciłam korek i napiłam się zimnej wody z kranu. Wróciłam i położyłam się. Podjęłam odważną decyzję, o godzinie 1.20 zejdę na dół, włączę tv i obejrzę 'Skórę, w której żyję'. Na Kulturze był. Trochę mnie męczył, momentami rozdwajałam swoją uwagę, udolnie całkiem, i rozmawiałam z carycą Katarzyną, albo piratem, który żywi się wyłącznie pieprzem ;p. Dotrwałam do końca, który był, albo nie był- można się było go jednak domyśleć- zaskakujący. Miałam przy sobie tylko dwa cukierki, których i tak nie zjadłam, szklankę wody, którą opróżniłam oraz karteczkę z długopisem, na której zapisałam 'Szaleństwo mam we krwi'  i jeszcze kilka innych wypowiedzi bohaterów. Skończył się film odrobinę przed wyznaczonym w programie czasie. W łóżku byłam już o 3.18, ale teraz przypomniałam sobie, że przecież zajarałam jeszcze raz przed snem, na dobre sny ;]
Więc film skończył się na długo przed wyznaczonym czasem, co najmniej 10 minut.
Słuchałam jeszcze muzyki, potem zasnęłam. Pokuta za ten nocny grzech była o niedzielnym poranku ciężka. Nie mogłam się przebudzić, mama wciąż krzyczała, zarzuciła mi, że nie wstaję, ponieważ pragnę by ominęła mnie konieczność uczestnictwa we mszy... Raczej nie, ale wszystko jedno, lepiej, żeby tak myślała niż żebym miała jej wyjawić prawdę o na wpół bezsennej nocy z soboty na nadzielę, z 30 listopada, na 1 grudnia.
Dobra, dobra. Chcę zapamiętać po trochu każdy dzień z życia licealnego, więc wezmę się za pisanie. A nie oglądam jakieś amv na yt ;p
Wstałam po dwunastej, po południu ;] Zebrałam jakieś niewypalone do końca pety (mama poszła do kościoła), nie ubierając się nawet zeszłam na dół, umyłam zęby, potem do kuchni, zaparzyłam sobie kawę, włączyłam muzykę, podstawiłam popielniczkę i dopaliłam te syfiaste pety. Zgniotłam je w popielniczce, posprzątałam, zrobiłam dwie kanapki z serem i pomidorem, wywietrzyłam kuchnię, poszłam do pokoju, włączyłam tv, dopiłam kawę i zjadłam kanapki oglądając 'Prawo Agaty' ;] Na szybciora teraz pisać będę!
Mam kilka nowych opcji dotyczących bloga, wczoraj, jak z pewnością wszyscy spostrzegli, zmieniłam tło i obrazek tytułowy. Będzie więcej zmian, niestety, zmian KAIZEN :]
Dobra, co się jeszcze dzisiaj działo? Chcę szybko skończyć i może obejrzeć jakiś niedługi horror.... Zapalić też, gdzieś w ukryciu...
Wiem! Byłam w Centrum Kultury odebrać mierne stypendium naukowe w wysokości 200zł... Ale nie ma co narzekać, zawsze będzie na kilka książek, wyjazd na Marię Peszek do stolicy ;]
W gruncie rzeczy nic specjalnego tam się nie działo. Spotkałam kilka osób z gimnazjum, kolegów, koleżanki, (cały czas miałam ochotę na szluga, gdzie szlugi, szlugi! - nie lubię tego słowa), nagrywałam biedoty i obserwowałam miny wszystkich 'uhonorowanych'. Sama też mam, siebie, jakieś zdjęcia i nagranie, ale są beznadziejnej jakości, siostra, robiąc je nie zmieniła ustawień. Po wszystkim postanowiłyśmy z siostrą pójść do Biedronki. ;p Papierosy nie włosy, na głowie nie rosną ;p Tam ona kupiła sobie jakieś słodycze, a ja nic...
Wróciłyśmy do domu ok. godziny 18.00. Otworzyłam bramę, bezmyślnie przebiegłam wzdłuż kamienistej drogi, zebrałam swoje śmieci, i zła przekroczyłam próg domu. Pokłóciłyśmy się ostro z siostrą, ale topory wojenne do tej pory już wąchają ziemię :P zasłona milczenia wciągnięta. Pierwszy etap godzenia się to był wspólny wajs na schodkach do strychu. Małe, ciche, chłodne pomieszczenie. Niczym dno studni z Kroniki ptaka nakręcacza, dobre do przemyśleń, wspomaga wyciąganie odpowiednich, słusznych wniosków. Przykładowo ostatnio zastanawiałam się tam nad definitywnym rzuceniem palenia. Ale na razie nie. 'Na coś trzeba umrzeć' :P podobno tak mówi każdy palacz. Wszyscy też porównują fajki do swoich przyjaciół, ale lepiej się trochę wcześniej ogarnąć, nie przywiązywać do takich 'przyjaciół'...
Nieważne, nie będę moralizować w tej kwestii, to byłby chyba szczyt hipokryzji ;P
Od tamtej pory piszę. Właściwie odrobiłam jeszcze angielski, matme- to dużo wcześniej. I tyle, to wszystko, zmykam. Żyjcie szczęśliwie :D
O! Mam dobre stare powiedzenie:
Kto pije i pali, ten nie ma robali.  :D

Albo, przykładowo Michelle Pfeiffer powiedziała coś, co mi się podoba :]
 "Rzuciłam palenie, ale nie uważam się za osobę niepalącą. Myślę, że palacze są ciekawszymi towarzyszami przy kolacji."

Może i tak. Ciekawsi towarzysze przy kolacji... Raczej nie to u człowieka decyduje o poziomie w jakim jest 'ciekawy', ale nieważne, idę na kolację. ;]