piątek, 5 kwietnia 2013

5 kwiecień

Mikrokosmos nieregularnych kształtów ciał w ustach żaby
Hei! :] Jest już 6 kwiecień, ale- ponieważ nie czuję się gotowa na nowy dzień- nie zaakceptuję tej cyferki w dacie! Więc dziś- 5 kwietnia, ostatni dzień szkolnego tygodnia, piątek wielkich planów, szalonych marzeń, ustalania stopnia gotowości do wejścia w dojrzałość i odpowiedzialność za siebie... 'Przez całą noc'... Ach, ukochana Cyndi. Na bank nie będę siedzieć świadoma z otwartymi oczami przez całą noc, ale jeszcze kilka chwil, kilka godzin;]

'Nie mamy przeszłości do której moglibyśmy wrócić...' ('we have no past we won't reach back')- pierwsze słowa refrenu jednej z moich ulubionych piosenek elektryzującej Cyndi Lauper lata 80.! Ach, cóż to były za uczucia wzniosłe (no, proszę opacznie nie rozumować, 'wzniosłe' tak na swój młodzieńczy, dziki, swoisty sposób), emocje i ten nieustający wakacyjny 'chybot' głową, jakież ja wtedy całym sercem czciłam ideały? 'Miłość, pokój, muzyka'? Jakże hipisowsko to brzmi, woodstockowo, buntowniczo pewną drogą. No, ale- to były właśnie gloryfikowane- słusznie- wartości. Dziś doszły do nich jeszcze trzy dodatkowe 'Wolność, równość i siostrzeństwo' :] Ale... o czym ja piszę?! Lepiej będzie jeśli przepiszę tu swój cudownie pełen artyzmu godnego prymitywistki [żadna tam skromność, kto w końcu powiedział 'Wiem, że nic nie wiem'? hę? Ojciec filozofii- Sokrates!], utwór poetycki napisany po poznaniu inspirującej postaci Vasumitry, połączeniu jej 'fachu' z katharsis duchowym i z wykorzystaniem sugestii niedelikatnej safizmu (czy Virginia się tego obawiała?). 
Więc przeczytajcie...
Chełmowski; Odlot Żurawi
Jej List pożegnalny

Półnaga przytula się do Vasumitry,                                        
która przekazuje Jej swoje uczucia
coraz głębiej wtula się w jej szyję
by wyraźniejszy czuć zapach
teraz jest jak rozumny, uduchowiony ptak
żegna się z jaźnią
żegna z pozorami wolności
z jarzmem łańcucha z ogniw- łez
znika
zwycięża
zamyka za sobą ciężką bramę
już na stulecia oddzielając
ludzką rzeczywistość
od wywyższonych duchowości
Ona
jest po Drugiej Stronie...

Czemu 'Odlot żurawii'? Chyba chodziło mi o sam 'odlot' jako forma zmiany otoczenia, jako forma w ogóle zmiany zupełnej, opuszczenia, posłania w zapomnienie życia dotychczasowego, przejście z profanum do sacrum- czyli zwyczajnie śmierć. Ale śmierć niezwyczajna, śmierć wyjątkowa, śmierć z własnej woli- lecz nie samobójstwo. Nie wiem konkretnie o co chodziło bohaterce tego utworu, dziś już się nie dowiem, bowiem zbyt późno na interpretacje ;]
Co się dziś wydarzyło? Czy coś wartego opisywania? Na pewno. Wiele ciekawych sytuacji i spojrzeń w oczy. 'Uranowe uszy' na polskim, słuchanie swego melodyjnego głosu. Usługi, transport lądowy i rzecz o tragicznym stanie polskich dróg na geografii- myślenie o niczym. Zastępstwo na matematyce, sprawy japońskie, ostatni kataklizm i heroiczna postawa Japończyków. Znów przyjemne oczyszczenie, wewnętrzna z jaką odwagą tłumiona ekstaza na lekcji religii podczas oglądania 'Pasji'- Jezus z szat obnażony... Jezus przybity do krzyża... Jezus umiera na krzyżu... Geneza wybuchu I wojny światowej, początek pierwszej drugiej dekady XXw. wojny bałkańskie, serdeczne porozumienia, trój... sprawy ;] i ostatnia lekcja, ach, a przedtem na przerwach tylko spojrzeń i tylu spojrzeń których uniknąć zdołałam wbrew swej woli, tyle przelotnych myśli określających me stosunki z ludźmi... no więc ostatnia lekcja- doradztwo zawodowe. Grzebanie w korzeniach swego drzewa genealogicznego. Ejże, nigdy nie lubiłam babrać się w ziemi... Ależ to niemiłe było- treść poprzedniego zdania. Nie chce mi się go kasować, dlatego wolę przeprosić siebie za niego już tutaj ;P. Koniec- no i te w szatni narzekania i pożegnania i zniechęcenia... 
A w domu... egzorcyzmy, Nicole Obry, święta inkwizycja, makabryczne tortury... Oto czym przedegzaminowo się raczę. Do tego mnie ciągnie.
Potem sen, długi sen. Bieganie, boksowanie, całkiem umiejętne wykorzystywanie piły ręcznej... I 'Słowo na L'- serial, który od wczoraj oglądam :] Sex and the city odłożony.
2.34... Nie chce mi się spać, ale chyba bardziej nie chce mi się pisać.Dobranoc! :]

 
 

środa, 3 kwietnia 2013

W maleńkim świecie Arietty



Witam tego samego dnia! :]
No cóż niewiele się dziś ciekawego zdarzyło -w definicji początku dnia jako wstąpieniu do szkoły;p- więc i post siłą niesympatycznej rzeczy będzie niedługi. Lecz jak mawiała jedna z najważniejszych postaci w historii pisarstwa modernistycznego, angielska marzycielka, wizjonerka feministyczna, Virginia Woolf 'coś ciekawego wydarza się każdego dnia'. Przejrzałam cały 'Dziennik chwil wolności' i ku- zawiedzeniu- nie odnalazłam streszczonego dnia 3 kwietnia... :[ No nic, trudno, jesteście skazani na moją kwietniową, może nawet w przyrównaniu do mych rówieśników, niepospolitą prozę życia...
 3 kwietnia, 2013r.
'w obecnym mym stanie fizycznym i umysłowym zrównoważone istnienie wymaga tak wiele siły'...- myślałam na pierwszej szkolnej, poświątecznej lekcji- informatyce. No nie bez powodu oczywiście. W końcu nocą nie zmrużyłam oka ani na minutę! 'Notatki o skandalu' z, o dziwo, zarejestrowanym wymienionym w ataku złości przez Cate Blanchett imieniu Virginii Woolf, Maria Peszek- Jezus Maria Peszek, 'Świerszcz...' Dickensa, no i zupełny brak ochoty na sen. Myślę, że ta bezsenna noc ma- pierwsza od wielu dni- była wynikiem strachu. Półświadomego strachu przed koszmarami. Straciłam zaufanie do mego łowcy snów, ostatnio bowiem przepuścił tak wiele złych i tragicznych wizji do mego umysłu w czasie stanu spoczynku, a tym samym zmusił do wylania tylu cennych łez... I nie- to nie wina obrazów w przeróżnych horrorach widzianych ;] Po prostu nie spałam.
Jak informatyka zleciała na przyciskaniu czoła do monitora komputerowego i rozmyślaniach o zmęczeniu skrajnym tak religia już- łagodniej- na nawet sympatyczne gesty wobec księża, życzliwe pogaduszki z koleżanką ławkową, plany na przyszłość, radostki, zależności poziomów szczęścia od czasu podjęć decyzji i zmian... Biologia- powtórzenie. Maria Peszek na tegorocznym przystanku Woodstock! Viva la musika! :] Dwa języki polskie. Na pierwszym sprawdzian ze słowotwórstwa, na drugim zaś- omawianie obrazu Magritte'a, sztuka patrzenia na dzieło malarskie 'Zamek w Pirenejach'... 
Rene Magritte 'Zamek w Pirenejach'
Zharmonizowane dzieło ludzkie z dziełem natury... Wzburzone fale, gigant- skała, tak, tak- książkowa interpretacja... Tymczasem ja śmiało zdecydowałam się przemówić, nie w imieniu artysty, a własnym. Własne odczucie nie? Mamy do niego pełne prawo, prawo elementarne, na poziomie prawa do życia.
Otóż, stwierdziłam, że skała jest miłosierną pomocą natury dla człowieka. Azylem, twardym lądem, lądem bezpiecznym, wolnym i niezależnym od Boga. Bóg jest tu przeciw człowiekowi i naturze. Jest podłym tyranem, zsyłającym potop- w biblijnej definicji. Wody wszechoceanów nakarmione nieuważną istotą, nakarmione gniewem bożym, wszelkim lądem i biednym stworzeniem. No i tu wkracza siła potężna na miarę tej boskiej- Natury, Alma Mater. Kruszy swe skalne zbocza, wyoddziela z nich grube bloki o nieprzypadkowym kształcie, dla ratunku naszego. Co do tego kształtu- oglądał z Was ktoś ciche ach wymowne w każdym z kadrów anime 'Jajo anioła'? Warto. Czy ta skała nie przypomina z kształtu jaja? A i owszem. Jajo anioła upadłego w oczach Boga, ale uduchowionego niebiańsko w oczach strony sprawiedliwej- człowieka i natury. Anioł którego magia skrzydeł uniosła naszą 'Arkę'. To bardzo symboliczne. Nie chcę się rozpisywać, nie chce mi się rozpisywać ;] Kształt numer 2. Pięściak. Znacie szalenie bystrzy i nowocześni internauci swoje najgłębsze korzenie? Swych PITHEKOS przodków? Znacie :] Otóż taki chociażby Australopitek, istota człekokształtna (zegar powstanie świata, a człowiek półtorej minuty przed dwunastą:(() jakże, ponieważ wyzuta ze świadomości duchowości, rozwoju i 'oświecenia',[półrozumna, albo ćwierć...] bliska i miła Naturze! Jakże ściśle w jej jedność wrastająca! Nie ingerująca w Jej wygląd i stan! Oto hołd dla nieniszczycielskich naszych przodków. Pięściak! Narzędzie jakże prymitywne, a jak uprzejme i zgodne z Naturą...! Hmm... Coś mi się zdaje, że pogubiłam się w tym labiryncie nadinterpretacji... ;] Dam spokój. Najprościej, w konkluzji- Skała, zamek- Azyl, przymierze człowieka z naturą, sprzeciw wobec gniewu boskiego, hołd, chylenie czoła przed naszymi praprzodkami Małpami, pomoc anielska, wzburzone fale- jako ostatki złości Boga... ;P
Matematyka brak. Nie ma nauczycielki. Zastępstwo z wychowawczynią. Ach, znów oglądaliśmy 'Pasję'... Nie wiem wstyd czy nie wstyd przyznawać się, że oglądanie męki Pańskiej sprawiało mi swoistą przyjemność... Katharsis, odnowienie, przyjemność, spokój, łza zrozumienia i głębokie wydechy- oznaka ulgi- może to rodzaj fetyszu ? Może, może.
Koniec szkolnych zajęć, hurra!
Dom. Sen :] 'My house, my home so small so pretty, my mom, my dad- we are family...'
Położyłam się od razu po zmianie kostiumu, wstałam na obiad, potem pół godziny czytałam świerszcza i znów sen- do godziny 20.00. O tej porze wstałam zgnuśniała, zła, rozdrażniona, kwaśna- hey dear! my name is Gruff! Gruff and Tackleton! (takie nawiązanie do Świerszcza...;]), złożyłam łóżko, przebrałam się i na dół. Pogoda niczemu niesprzyjająca, ale i tak poszłam biegać. Kaizen to kaizen, żadnych więc wymówek :] Biegając słuchałam starej, dobrej Kelly family co mnie natchnęło do wymyślenia tytułu nowego utworu literackiego 'Jedno jarzmo'. Pamiętacie słowa Vriginii 'Przyjmujemy ten piekielny, ten odwieczny, ten niezmienny nakaz, który idzie z góry. Przestrzegamy.'? One również są inspiracją, ale bardziej ukrytą- jeżeli wiadomo o co mi chodzi... A więc... nasze jarzmo.

Salvador Dali; surrealizm; Nostalgiczne echo



Jedno jarzmo

Jedno jarzmo oplata nas od wieków
ogranicza, ciąży, rani
krwawo się nami bawi
Ten łańcuch, którego ogniwami
są dni,
są zdarzenia
niezliczona ilość depresji,
skrajnych stanów emocjonalnych,
jakąż udręką jest nieokiełznanie emocji
ile łez, ile pętli, ile łysych szczytów...




JAK WCISNĄĆ SIĘ W CIEPŁE OBJĘCIE RAMION TWYCH MORFEUSZU... NA WIEKI?
Po powrocie spisałam na kartce piórem powyższe słowa, podgrzałam mleko, włączyłam komputer... I do teraz... Sex and the city, gry na rozwój umysłu oraz... marzycielstwo, rozmyślania, plany- a to pod wpływem soundtracku z "Karigurashi no Arietty" :]



Najszczęśliwsza wróżba na świecie- mieć za kominem świerszcza! Według Karola Dickensa :]

Sądzę, że przez najbliższe dwa tygodnie, więcej- piętnaście dni ;] nie będę mogła tworzyć obszernych i bogatych postów, bowiem egzaminy tuż, tuż, ja nic nie umiem... z resztą chcę poczuć się choć w niewielkiej części jak japoński nastolatek (z opisu IJIME Rafała Tomańskiego 'O Japończykach i Japonii') i wkuwać przez te ostatnie dni na całego ;]
Zbliżamy się ku końcowi...
Ach, jeszcze przeczytane dziś, tylko dwa, artykuły z Dinga na interii:
-Colon. Bolesny wrzód Panamy  rzecz o skrajnie złych warunkach w mieście panamskim Colon; zdarzenie dwóch światów (przypomina się dryga klasa i Indie...)- bogactwa i ubóstwa..
-Chiny, Amnezja sponsorowana przez państwo miniwykład historii XX wiecznych Chin (no, druga potęgo gospodarcza...) i problem autentyczności świadomości wpajanej... Polecam oba.
I jeszcze- dalej o Chinach (muszę wgłębić się w opowieści z Tiananmen, takie historyczne zdarzenie ciekawią mnie najbardziej)- ale to już na jutro: Skąd wzięła się potęga Chin?
Na jutrzejszy, pełen nowych możliwości dzień potrzebuję odświeżenia sił :]
Starożytny, rzymski mówca i filozof Cyceron rzekł:
" Czym sen dla ciała, tym przyjaźń dla ducha – odświeża siły."

Tak więc, dla regeneracji sił i chęci muszę zażyć snu- porządnego, głębokiego i długiego ;]
Dobranoc!

wtorek, 2 kwietnia 2013

3.28



Rany boskie! Wielkie Nieba!
Wpół do czwartej nad ranem, dzień szkolny, a ja trzy dekady w przeszłość, razem z szaloną, stylową, krzykliwą pozytywnie i radośnie Cyndi Lauper trwam w czynnościach tak pokrętnych i nieodpowiednich do okoliczności! Ludu wszechświatów! Anomalia, jestem crazy, jestem niemożliwa! ;]
Przed chwilą skończyłam oglądać "Notatki o skandalu" z Cate Blanchett i Judi Dench...
Tak strasznie nie mam ochoty spać i czynię wszystko, zawsze, byleby przypadkiem nie zrobić czegoś prawidłowego, słusznego, normalnego w danych sytuacjach... Przerzut na nowy tryb życia? Smakowanie swoistego, wewnętrznego buntu? Ależ kiepski wybrałam sobie na to moment... A może 'ijime'? Ach, nie chce mi się tego tłumaczyć... Myślę, że przeczytam jeszcze, zanim postanowię zasnąć, ostatni rozdział 'Świerszcza za kominem'- jednego z ulubionych autorów Stephena Kinga- Karola Dickensa...;p
Może powinnam opisać swój dzień? Powinnam?! Nie wydaje mi się :P
Girls just wanna, they just wanna... have fun! not sleep!
Co by tu napisać? Nic nie przychodzi mi do głowy...
Już wiem! Wiersz! :]

 
Do spełnienia                                                                                 

Chyżo Jeźdźcu bez głowy,
Pokaż mi drogę do
'Tratwa meduzy' Gericault
Zachwytu uwolnieniem
Do ekstazy pośród wiatrów, pośród drzew
Błagam nocny przewodniku
Ruszaj na rumaku,
Ja podążę za śladami
Do piekieł czeluści,
Niechże ta podróż będzie długa,
Będzie wiecznie niebezpieczna,
Niech przestrzeń samotna pozostanie
o krok przede mną zawsze
jeźdźcu daj mi miecz i wiedzę
nie pozwól aby znudził mi się widok gwiazd
nie pokazuj się zbyt często, ale mówię-
zostaw ślad


'Tratwa meduzy'... ma w sobie na tyle mroku by pasować do tego mojego utworu literackiego... Ach, nie ma się co łudzić- ma twórczość jest twórczością prymitywistki ;]
to kolejna porcja mojego wierszowego potomstwa ach, jakże szkaradnego !

Kradziejstwo myśli

Zakaz złodziejstwa
Innych myśli
Zakaz posiadania
Ernst; Oko Ciszy
Własnych
To nam odebrano treść życia więc zniknęliśmy
Bo treścią były wyrażane myśli,
A teraz nie ma żadnej
Abstrakcje pochłonęły świat
Cienie ryb na ruinach kościołów
Istoty- hologramy, klauny, zmory
Suną po zniszczonych uliczkach
Kolorowe świetliki zamieszkują kamieniczki
Emocje, wizje i uczucia spacerują
Po wiejskich dróżkach
Zamiast Słońca co dzień wschodzi tęsknota
Zamiast Księżyca jest samotny mrok
Nasze myśli wypełzły z głów
Zamieszkały na ziemi
Czyniąc z niej wielki cyrk
A ludzi ze wstydu
Zawiśli na pętlach
Mając ostatnią kroplę świadomości
I zasnęli z tą świadomością bez myśli-
Apogeum agonii
 

 
Jutro, dziś... w szkole na bank wykituję! Symulacja bólu maści obojętnej, będzie wyjściem najsłuszniejszym! Znikam, spływam do świata snów, czas na dwugodzinną śmierć, może przyśni się coś miłego i błyszczącego... ;] dobranoc i dzień dobry...
 
 

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Po świętach

Ni hao! :] Po chińsku (oto drugi po angielskim międzynarodowy język;])
Koniec najwspanialszego miesiąca w roku, marca :[
Kwiecień plecień, trochę zimy trochę lata... Prima aprilis, drugi Wielkanocny dzień, Śmigus Dyngus, ponury, zimowy, wietrzny poniedziałek...
Ach, jak teraz niełatwo będzie powrócić do przedświątecznej rutyny... dlatego tak nie lubię przerw! Kilka godzin temu wróciłam ze wsi, mej rodzinnej, od babci i dziadzia, rodziny, wspólnych, ale jak zwykle- niedocenionych zawczasu, chwil, rozmów, śmiechów...
Doprawdy nic nie ma tak wielkiej wartości, nic dla człowieka nie powinno być cenniejsze niż kochający go ludzie. "Rodzina to jeden z najwspanialszych pomysłów Pana Boga" ~Damian Zimoń. Ach tak, pewnie tak, ale czy pomysł Pana Boga- raczej wątpię ;]
Rodzina, rodzina... i te chrześcijańskie święta i uroczystości, tradycja (ejże, trochę w niej pogaństwa!)- zapominając o jakichś przekonaniach- przecież to tak naprawdę jedyne okazje na spotkania, jedyne okazje by na moment zapomnieć, że jest się HIKIKOMORI :P
 Zanim wyjechałyśmy obmyśliłam sobie takowe postanowienie: ponieważ, z przyczyn oczywistych, u babci, na wsi blogować nie będę, zabiorę swój kawaii zeszyt z Hello Kitty i w nim kilkuzdaniowo opiszę każdy ze świątecznych, na wyżynnej wsi przeżytych, dni :] A z uwagi na moje przyrodzone próżniactwo i 'brak czasu' naturalnie zrelacjonować udało mi się tylko jeden dzień, dzień w którym ponad 2000 lat temu Jezus Chrystus zmarł na krzyżu, piątek 29 marca...

"Jakże jestem ograniczona! Znów chciałam zacząć swój opis słowami 'to był miły dzień'! Tragedia. Niespisane bo nieznane, a przecież tak kolorowe i cenne słowa! Cóż... Posłużę się więc swym chłopskim, pospolitym stylem.
Otóż piątek 29 marca, dziewiętnaście dni po Manifie. Klęska żywiołowa, podła zima ze swym szalenie białym impetem i tonami lepkiej zimnej masy wkroczyła wściekle na początku czasu wiosny... A my mamy przecież wyjazd. Drugi dzień Triduum Paschalnego, dzień męki i śmierci Chrystusa, popołudniowe nabożeństwo- ach, to się szacownie celebruje! Tradycja zbawienna! 
Wstałam, wysłuchawszy utworów Cecile Corbel z małej Arietty, około godziny 9.30.Rutyna słodka, słoneczna, chrupiąca. 
-Och, cóż z tego mamo iż zapomniałam o wielkopiątkowej kategorycznej wstrzemięźliwości od-mięsnej! Uszanuj, że małymi krokami kaizen oddalam się od wegetarianizmu. Nie bądź takim radykałem, ortodoksem...!
Płomienna, obronna przemowa rozzłościła jeszcze potężniej, przez co pożegnałam się ze śniadaniem i Wysokimi, starymi, Obcasami. Tip-top, smutaskowa z- z rozeźlenie czerwonymi- oczętami i granicznie zniechęcona, wyruszyłam na górę by pakować swe literackie, arcydrogie skarby. Agata Christie, Karol Dickens, Rafał Tomański- rzecz o Japończykach i Japonii, wartościowe kwartalniki (diagnoza filozofii... teatr lalek)- wszystko i jeszcze więcej by czterodniowo przetrwać na wsi. Oki. Done. 
Pakuj zad w auto, zapinaj pasy i przeżegnać się nie zapomnij. Amen. Git majonez.  Miejsce pierwsza klasa, detektywistyczna powieść pierwsza klasa, tylko na zewnątrz aura, najniższej- pod względem zajęczych, wielkanocnych udogodnień i zabaw- klasy i jakości...Wszystkiego mieć nie można. A już na pewno gorąco namiętnego romansu z Królową Śniegu ;]
Dziesiątki kilometrów, setki minut, emocjonalny chłód przy badawczym spoglądaniu na 'do góry nogami' przewrócony samochód... Jazda, długa wyjątkowo, przebiegała pod znakiem czytania  'Entliczka pentliczka', śledzenia angielskich słów w mini-repetytorium i słuchania szalonej Marii Peszek, o truchle Amy. Rzadko za okno spoglądałam. Jeśli już to tylko po to by złośliwie, na nich patrząc, uśmiechać się do ludzi niepotrafiących sprostać białym zamieciom. Na miejscu.
-Wcinaj zupę i pierogi, by mieć siłę zawitać w kościelne progi!
Ale cóż... Nie było tak źle! Kazanie niegłupie, przynajmniej niegłupio wypowiedziane, ścisk co prawda, ale i kilka ciekawych twarzy do bezwstydnego oglądania...
Szafirowa, blond dziewczyna w wiejskim sklepie sprawiająca wrażanie zaintrygowanej i odbierającej pozytywnie me fale fascynacji...Tylko takie kwestie, zamknięte w konkretnych godzinach działania- zawsze pozostaną niespełnione, zamglone, zadymione i w końcu- uduszone. Przygodność, niestałość, niedokończenie... Teraz przypomina mi się pojęcie płynnej rzeczywistości, ale nie, nie, nie o tym!
Więc dziewczyna w szafirze... Doprawdy moje pozerstwo ładnie i szczelnie potrafi zakryć, ukryć prawdziwą mnie. A tu znów pojawiają się pytania o prawdziwość i samookreślenie. Do czorta z tym! Na dno czeluści! Oczywiście z żalem, ale i niejakim zadowoleniem, w prawej ręce dźwigając zakupy, lewą podtrzymując moją Babunię, wróciłam do domu. Do wiejskiej, swojskiej, drewnianej, ale obecnie bielą otulonej, chatki części historii mych niedawnych przodków.
Tam natomiast- w ciepłej, ogrzewanej przedwojennym piecykiem, niewielkiej kuchni, wysłuchawszy parę chwil rodzinnych rozmów, zabrałam się znów za lekturę...
Wygodnie ułożyłam się na dziadziowym tapczanie, oddychałam głęboko zaciągając się iście wiejskim zapachem - warzywek, owoców, piecyka, wyśmienicie smacznych wyrobów cukierniczych i jeszcze tym jakimś składnikiem nienazwanym, a o najostrzejszym zapachu... może przeszłość, tradycja, historia...?
Litery w słowach na kartach książki zataczały okręgi, ich znaczenie przestało być oczywiste bo przestałam analizować- poddałam się magii senności, upuściłam książkę i oddaliłam w tęczowy, błyszczący świat marzeń. Nikt nie zauważył mojego odpłynięcia. Dopiero po pobudce, wstawszy, w drodze do łazienki słyszałam pytania:
- Spałaś? Wyglądasz na zmęczoną.
Tak, tak spałam. Owszem, jestem odrobinę zmęczona- długa podróż, potem półgodzinne klęczenie w świątyni bożej i opłakiwanie ludzkiej niedoli w grzechu- to psychicznie i fizycznie wykańcza. Proszę mi znaleźć, proszę zaproponować produktywne zajęcie na wsi. Wiem- powinnam bezinteresownie jako wnuczka spędzić trochę czasu z moimi prarodzicami. Ale, na litość boską, konflikt pokoleń?! Ach, z resztą wyraźnie odczuwałam ze strony pozostałej części rodziny brak zainteresowania wciągnięciem mnie do dyskusji. (w nawiasie- dyskusji o mieszkańcach wsi, jakichś dalekich krewnych, których nazwiska pierwsze słyszę...). 
Więc Agata Christie. Ostatnie podejście z żelaznym postanowieniem zakończenia razem z bystrzakiem Poirot tej pogmatwanej, poplątanej historii z Hickory Road 26. No i wykonane. Cenię i bardzo mi się podoba styl- książki wciągają- pisarski owej angielskiej twórczyni, sądzę jednak iż w "Entliczku..." zawartych zostało zbyt wiele motywów, postaci, tajemnic- cała opowieść traci na autentyczności, no ale! Fikcja literacka, ubarwianie- zabiegi w powieściopisarstwie oczywiste. Tylko oby nie przesadzić ;]
Oki. Książka przeczytana, w telewizji nic poza Anną German i 'Jak zostać królem', więc zabrałam się za historię. Homonidy, Lascaux, dolina Neandertal, sapiens sapiens- nie bardzo posunęłam się naprzód, ale... ;)
Mama z babcią oglądały Annę German, w pewnej chwili babcia (ja czytałam o początkach rolnictwa) prosi mnie bym przyniosła szklankę wody- musi zażyć leki. Tylko, ostrzegła, żebym uważała by nie zbudzić dziadzia. No i w egipskich ciemnościach ja niczym słoń w składzie porcelany nalewam wodę z czajnika. Do tej pory w porządku. Próbuję czajnikiem wymacać jego miejsce spoczynku i... bęc! stłukłam szklankę! Oczywiście dziadzio się obudził. Narobiłam rabanu, pokaleczyłam się zbierając szkło, przyszła babunia mówiąc 'to bajka', czyli bym się nie przejmowała. Prowizoryczne wysprzątanie, poszłam się myć. Potem ćwiczenia w ramach połowicznego, albo ćwiartkowego kaizen- bieganie przecież nie wchodzi w rachubę... W łóżku niezwykle cichutko na mp4- ponieważ śpię w jednym pomieszczeniu z mamą i siostrą- wysłuchałam soundtracku z Arietty i powoli, niezauważalnie, drugi w ten dzień raz wkroczyłam w przestrzeń sennych fantazji..."

Teraz będę słuchać Cyndi Lauper, a potem oglądać horror. Dobranoc :]

OYASUMINASAI