MAŁY POWRÓT NA ASFALT!
Nie byłam w szkole bo wczoraj opracowałam sobie porządnie ambitne plany nauki na jutrzejsze trzy sprawdziany. Historia, angielski z całego roku i angielski z działu nr 5.
I uczyłam się. Pozwalałam spokojnie przepływać każdej minucie w ciągu tego dnia i nie czułam się źle, czułam raczej, że jest tak jak być powinno, że coś robię, że się jakoś mobilizuję. I pod koniec dnia to spieprzyłam. Ale od początku...
Wiadomo, że zamiar pójścia na deskę, gdy nikogo nie będzie w domu, rodzice pojadą do babci i siostra do szkoły, zrodził się w moim umyśle już wczoraj, od razu gdy dowiedziałam się, że zostanę na kilka godzin sama. I przy tym zamiarze pozostałam :D
A rano na desce wspaniale się jeździło, ale niedługo. Bałam się, że zobaczy mnie wracająca siostra, albo ciocia, albo wujek, albo babcia. Mogłabym się pożegnać ze wszystkim gdyby moi rodzice dowiedzieli się, że byłam dziś na desce. A już tego 'wszystkiego' i tak niewiele mi zostało. Chyba rzucam palenie. Nie będę pisać, że ostatecznie, definitywnie itd. Chodzi mi tylko o kasę. Chcę uzbierać na deskę i kask i wakacje...
Słucham teraz The Doorsów, Black Sabbath i Iggy'ego Popa i sennie mi się zrobiło. Nie mam w sobie obecnie energii, dlatego zamierzam położyć się wkrótce do łóżka, poczytać może o zjawiskach paranormalnych i wróżbiarstwie i duchach w Duchu Zagłady i przenieść się do Micka, a potem zasnąć głęboko... i najlepiej się nie obudzić już nigdy.
Dobranoc, pesymiści. x
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz