poniedziałek, 2 czerwca 2014

Pon. 2 VI

2 czerwiec, 2014r.
Tęsknię za deską. Tęsknię za Mickim. Tęsknię za miłością. Trochę te trzy zdania rozpaczliwe, co? ;D Ale biedactwa, te trzy smutne frazy, urywki z życia... i tylko one w tym życiu... są prawdą. W wielkiej bańce ułudy i kłamstwa, w tej gnijącej i cuchnącej masie podłości i zła te trzy, właściwie dwie (bo Mickey i miłość to jedna) wielkie tęsknoty to jedyne czyste jak łza prawdy, brylanciki na stosie kompostu... Jestem bezsilna wobec tego. Nic nie mogę zrobić, nikt mi niczego nie ułatwi, o nie! Pluję waszymi myślami i zamierzeniami, wasze myśli i zamiary są w ślinie diabła! Odszukam Micka, on jest mi w tym wcieleniu przeznaczony, tak jak w poprzednim, zawsze byliśmy razem, zawsze trzymał mnie w ramionach. I znów razem ruszymy na asfalt... I razem zjemy w łóżku sushi i chiński makaron z warzywami i superostrym sosem :) To będzie cudowne. I w Światowy Dzień Deskorolki połączymy się już ostatecznie. W ten tegoroczny, czy za rok... Tak będzie.
Dobrze. Dosyć tego. Muszę się uspokoić, koniecznie. Bo to moje sfazowanie i nastawienie się (rozmiarów poważnych) może się skończyć cierpieniem, wielkim zawodem i wielkim bólem. Nic z tego. Nie pozwolę na to, nikt mnie nie skrzywdzi. Zbyt wiele krzywd przyjęłam w moim poprzednim życiu. Teraz już koniec. Teraz jestem prześladowcą, łowcą, nie ofiarą, nigdy więcej. To nie musi być rzeczywiste, ideał może nigdy nie zostać odnaleziony. I trzeba to przyjąć i zaakceptować i kurwa pogodzić się z tym.
Dzisiaj, pierwszy dzień tygodnia, poniedziałek- powrót do szkoły.
Jedziemy na 7.10, czyli o 6.10. Zaspałam jakieś pół godziny, tzn. wstałam ok. 4.30, a budzik nastawiłam na 4.00, w obawie, że ze swą częściową niesprawnością i niedyspozycją (-_-) wszystkie rytualne oczyszczenia i upiększania i szykowania, których dokonuję rano zajmą mi dużo więcej czasu niż normalnie. Nie myliłam się, ale na busa i tak zdążyłam. Tylko dlatego, że sam się niesłychanie spóźnił- prawie 15 minut! A ja się z Takumi umówiłam pod bramą Opatowską trochę wcześniej żeby pójść razem i nawet zdążyć na pierwszą lekcję :c Ale ostatecznie to ona się spóźniła, bo choć szef kierowca (pomijając skandaliczne spóźnienie xdd) sprzedawał dziś miesięczne to później spiął porządnie dupę, przycisnął pedał gazu i wyrobił się ładnie na 7.02 pod bramą XD Jeszcze szybka wizyta w kiosku, czy raczej przed kioskiem, po chusteczki i dzwonię do Liska. Dopiero wyszła, a ja marznę -_- No nic, zaczekałam, przywitałyśmy się i razem ruszyłyśmy jeszcze po Shizu. Papieros o świcie, bandaż na prawej dłoni, pochmurne niebo, doskonały nastrój, ale nie na pośpieszny maszer w stronę szkoły z dwoma koleżankami, ale na spotkanie z Mickiem na dachu niskiego budynku... No więc pierwszy w-f. Przywitałam się ze wszystkimi obecnymi, podarowałam pani moją 'magiczną karteczkę', zwolnienie od laryngolog do końca roku ;D w gruncie rzeczy to niespecjalnie mnie to cieszy... lubię w-f, przynajmniej poprawiam kondycję, która jest oczywiście ważna przy jeździe na desce ;] No, ale zawsze istnieje prawdopodobieństwo, że przez feralny przypadek ktoś uderzy mnie piłką, a wtedy... wolę nie myśleć jaki spazm bólu wstrząsnąłby moim ciałem gdyby taka piłka walnęła mnie w nos lub w brodę :<. Opowiedziałam niećwiczącym co się dokładnie ze mną stało tamtego wtorku, podokuczałam trochę Julci i napiłam się kawy i tak mi minęła pierwsza lekcja :3 Matematyka... Łatka usiadła przede mną i podczas gdy wszyscy robili, albo udawali, że robią zadania maturalne, myśmy rozmawiały o naszych najnowszych wizjach z przeniesień do światów i pokazałam jej szkic Micka :). Poza tym poudawałam trochę, że mam prawą rękę niesprawną i za bardzo pisać nie mogę... od czasu do czasu poudawałam jak większość, że zajmuję się jakimś zadaniem i biorę udział w lekcji.....
Klasyczna matma ;]. (pani Mao biega na kołowrotku, wkurwia mnie O_O) Zaczynają się wykłady... nie idziemy, lepiej posłuchać muzy z Łatką i znów pogadać o wizjach ;] no i zjeść śniadanie, surimi, sos chilli itd. XD Kolejna lekcja- według planu, zostaję, poprawiam angielski (właśnie pani miała sprawdzić do tej pory, ale wygląda na to, że wystrychnęła mnie na dudka -.-), ze zdań dostałam 5! ^^ łii. Rzecz jasna i na angielskim trzeba było opowiedzieć historię swych ran i blizn ;]. Miałam mowę wysoką, głębokie wyznanie... To co już tu pisałam- długa nić przeznaczenia, łańcuch zdarzeń, los pisany w gwiazdach... itd. Dostałam na angielskim merci biało-czarne :3. No i napisałam tą poprawę, wszystkie słówka i zdania tylko z gramatyką gorzej :( Religia czyli kolejna godzina wykładów na zamku, na których mnie nie będzie ;] Połowa w refektarzu z dziewczynami w magicznym kręgu, druga połowa ze Shizu na palarni wśród kropel deszczu, potem na korytarzu i pod koniec już przy klasie chemicznej. Chemia i byłam zjarana Mickiem. Miałam ochotę szukać go, rozpocząć poszukiwania natychmiast, wybiec z klasy. To był niebezpieczny stan. Udało mi się uspokoić i opanować, wysiedziałam na chemii, wychodząc czasami do łazienki, rozmawiając z Łatką i udając, że słucham czytanych referatów i notuję. Koniec. Królowa Lodu wzywa abyśmy się przewietrzyły XD Więc idziemy we trzy, żegnam się z Łatką wciąż zjarana myśleniem o Micku, wypalamy miętę i wracamy na ostatnią lekcję- francuski XD Znów kilka słów o wypadku potem oglądanie skate'owych filmików, desek, słuchanie muzyki... ;3 Na tym upłynęła cała ostatnia poniedziałkowa lekcja. Deszcz o.o, zimno :<, bus za pół godziny :@. 
No ale ruszyłam na przystanek razem ze Shizu pod parasolką. Pożegnałyśmy się i ruszyłyśmy we własne strony. Śmieszne było to jak na przystanku moje plasterki i opatrunki przyciągały spojrzenia ;3 zły czas na podryw xd zły look na podryw ;p  Stoję na tym przystanku pod parasolką jak ta ostatnia bieda XD z plastrami na ryju :P Przez całą drogę powrotną (no prawie, chyba od Dwikóz) czytałam Baumana zerkając co chwilę na chłopaka siedzącego na przeciwległym końcu rzędu XD ale wysiadł wcześniej. Wróciłam marznąc, moknąc i słuchając muzyki spod przystanku do domu. Zjadłam trochę zupy pomidorowej z ryżem i mięsem (niesamowita ochota na chińskie lub japońskie żarcie :cc, muszę je mieć), przebrałam się, rozpakowałam, ogarnęłam trochę pokój, wrócili rodzice, zjadłam pałeczkami (^^) trochę kalafiorów i wróciłam na górę czytać Ducha Zagłady. Rozdział, 40 minut. Potem na strych zapalić bo akurat nikogo nie ma w domu, rodzice pojechali chyba na zakupy. Potem długotrwała nauka słówek na środowy sprawdzian z całego roku- angielski :O Zrobiłam fiszki z dwóch działów, jeszcze trzy na jutro zostały ;//, ale cokolwiek zrobiłam ;3, potem zeszłam na dół uprzednio włączywszy laptopa xd, zrobiłam sobie trochę kaszki z żurawiną i musli, zjadłam oglądając Psa Andaluzyjskiego z 1929, surrealistyczny i szokujący (JAK NA TAMTE CZASY), dla mnie nie było w nim nic szokującego, wiadomo... stulecie później... mentalność i poczucie estetyki jakieś się zmienia, no i przekraczamy te granice cały czas ;D i to jest zajebiste. Koniec. 
Przeczytałam dla świętego spokoju ten temat z historii i zaczęłam pisać XD Czyli prawie już cztery godziny :P Jeszcze konwersacje na fb i słuchanie muzy :) A teraz już mnie pośpieszają, muszę wyłączać kompa. Dobrej nocki ludzie XD :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz