niedziela, 19 stycznia 2014

wymarzone mieszkanie; niedziela tysięcy kropel

Serwus. Dziś mamy 19 dzień pierwszego miesiąca roku 2014.
Za kilka dni będzie pierwsza rocznica, o ile się nie mylę, rozpoczęcia blogowania :]
Któregoś dnia, wracając busem ze szkoły, czytałam wstęp (napisany przez Agnieszkę Graff) do zbioru opowiadań Virginii Woolf 'Dama w lustrze'. Nie pamiętam co to był za dzień, ale wiem, że myślałam wówczas o czymś oczywistym- silnym bólu, który tak naprawdę, i jedynie on, dowodzi prawdziwości naszego istnienia. Jest bardziej namacalny niż ciało, w którym jesteśmy uwięzieni, czy też które ma nam dać wyzwolenie. Żaden widok, żaden dotyk, odgłos, zapach, żadna twarz, miłość czy szczęście nie dowodzą tak pewnie oczywistości istnienia jak ból. Ja żyję, wiem na pewno, że żyję bo mnie boli, bo cierpię; widzę reakcje na swoją realną udrękę, albo nie widzę tej reakcji... Przeczytałam wówczas definicję 'życia' autorstwa Woolf, definicję, która- jak teraz sądzę- jest bardzo precyzyjna i twarda. I tą definicję zamieszczę tu tworząc następny post.
Dzisiaj, niedziela.
Zaczęła się od pisania na blogu o dniu wczorajszym ;] Zasnęłam o godzinie 2.18, wiem o tym. Wstałam kilkanaście minut przed 13. Obudziła mnie mama, która jeszcze później się położyła. Zanim wstałam odwiedziła mnie jeszcze siostra, przytrzymała mi nogi i zrobiłam kilkanaście brzuszków. Przy śniadaniu doszło do spięcia międzyrodzinnego, mieliśmy jechać do kina, mnie późna godzina nie przeszkadzała, ale wszystkim pozostałym tak. Nie chciało mi się dyskutować, wróciłam szybko na górę wcale nie myśląc o papierosach. Zaczęłam odrabiać lekcje żeby mieć na wieczór spokój. Zrobiłam angielski, matmę- to zajęło mi ok. godziny. Myślałam żeby się nagrodzić jakimś cukierkiem, ale ostatecznie nagrodziłam się papierosem... Na strychu, słuchając o ludziach psach ;] Po prędkim powrocie na dół, do swojego pokoju, myślałam o włączeniu kompa, ale zrezygnowałam żeby jeszcze odrobić polski. Zbigniew Herbert, katedry gotyckie... Na domiar tego szkolnego beznadziejstwa, przypomniałam sobie, że przecież jutro zaczynamy omawiać lekturę, wejściówka z treści... No więc siadłam i ponad, kolejną godzinę czytałam. "Miłość nas śmiercią położyła w grobie"- Tristan i Izolda, mimo tej początkowej niechęci, została w całości przeczytana. I tak niewiele już pamiętam ;] Odłożyłam z ulgą książkę, włączyłam radia i słuchałam dopóki nie zawołano mnie na obiad. Zjadłam szybko, wróciłam na górę i nareszcie! włączyłam laptopa. Film, film, film! "Wymarzone mieszkanie" :] 
Horror- gore hongkoński.
"Hongkong to szalone miasto, w którym przetrwają tylko najwięksi szaleńcy", obraz oparty na faktach!
Rzeczywiście, sceny gore były mocne, mam jedną ulubioną, ale nie zdradzę jej, opisem ;] Niespecjalnie przemówił do mnie powód, dla którego główna bohaterka (no, ale na faktach) brnęła krwawo do celu, do swojego wymarzonego mieszkania... Jeżeli jest się fanem gore, to nie powinno być zawodu i niezadowolenia, polecam (wszystkie azjatyckie filmy są warte obejrzenia;]), mocne 7/10; muzyka dobra, dobre aktorstwo no i te sceny... ;]











Cukierki kokosowe- będą mi się kojarzyć z każdą z przerażających scen tego filmu!
Ponieważ miałam ochotę się przewietrzyć i popatrzeć na zamarznięte krople deszczowe na gałęziach drzew i bramach (oświetlone lampami... wyglądają jak świetliki, błyszczące, mroźne, magiczne) ubrałam się, zabrałam mp4, papierosa i zapalniczkę i wyszłam. Ruszyłam w ciemność sadu słuchając muzyki. Nocą budzi się w moim sercu i umyśle pewien cichy rodzaj szaleństwa, uaktywnia się w samotności, choć to nie do końca pewne... Właśnie dzisiaj w sadzie ciemnym jak średniowieczne umysły znów oszalałam. Kto pokocha obłąkaną, której szaleństwo budzi się nocą w ciemności? Hahaha! Naprawdę mnie to bawi :] Obeszłam sad, dotarłam do bramy, zgasiłam tam fajkę i wróciłam z pragnienia gryząc zamarzły na gałęziach deszcz. Znów dziś rozmawiałam z siostrą, potem z bratem. Wszystko pewne i prawie załatwione- na ferie lecę do Belgii, być może namówię siostrę nawet byśmy pojechały do Paryża ;] Sęk w tym, że muszę jeszcze uzbierać trochę funduszy... Kupowanie zdrapek to nienajlepszy sposób... raz udało mi się wygrać najwięcej 50zł w zdrapce za 1zł, ale wydałam już pewnie z 10 razy więcej... Zobaczę co z tym fantem uczynić. Ale na pewno od dzisiaj zaczynam liczyć dni :) Belgia... koncert Marii Peszek... potem gala oscarowa... Manifa! ;] Luty i marzec zapowiadają się dobrze, nawet bardzo dobrze :) Jeszcze rok, dwa i staną się one moimi ulubionymi miesiącami, nawet przed tymi wakacyjnymi! :) Dobra, przyszedł czas. Trzeba się szybko umyć, spakować potem jeszcze pouczyć francuskiego i angielskiego... Ach, francuski by się przydał, fajnie by było sobie poćwiczyć będąc w Paryżu ;]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz