00.58, 20 styczeń :D
Oczywiście nie śpię. Nie potrafiłabym, jakże straszliwy byłby to czyń, jakim wyrazem braku szacunku wobec moich bogiń, bogów, gwiazd i pluszaków! Nie godzi mi się :) A więc nie śpię. Choć mam dziś busa o 6.10, dużo trudnych i wymagających ultra skupienia lekcji! Nie śpię.
Po opublikowaniu poprzedniego posta poszłam się myć. Jaki rytuał! Drobiazgowo zaplanowany, obmyślany, określony i potem- każdy punkt z podpunktem z namaszczeniem wykonywany. Golenie nóg, czyszczenie twarzy żelem, potem peelingiem, tonikiem, kremem i jeszcze jednym żelem na NOC. Wróciłam zadowolona, że mama jeszcze postanowiła chwilę pooglądać TV. Ściągnęłam szybko bestplayera, sprawdziłam czy Blue Jasmine będzie odpowiednio działał z literami i już... szykuję się do seansu! Dla zmyłki wyłączyłam komputer, życzyłam wszystkim dobrej nocy, położyłam się... gdy przyszedł badawczo tata przykryłam moją księgę o złych kobietach podręcznikiem do francuskiego udając, że się uczę... wróciłam do prawdziwej lektury... Nowozelandzka oszustka, która stanęła na ślubnym kobiercu jako pan młody- Amy Bock... Moje poprzednie wcielenie, okrutna, nieczuła na cierpienie i śmierć milionów swych rodaków, ale uciśniona, wielokrotnie w młodości upokarzana, romantyczna postać sprzeciwiająca się wyznaczonym przed wiekami tradycyjnym rolom płci ofiarowującym kobietom najniższą pozycję... Komunistka, wielka aktorka, Żuraw w chmurach, Niebieskie Jabłko, Zielone Wody... Madame Mao...
Przeczytałam. Dla pewności grając wciąż na zwłokę wyłączyłam lampkę i posłuchałam jeszcze muzyki. Wstałam do łazienki będąc już pewną, że wcale nie obejrzę filmu, a położę się spać by choć trochę wypocząć... Wróciłam, znów włączyłam Grubsona, otworzyłam okno, otworzyłam wejście straszliwie hałaśliwym dźwiekom opadającym pod siłą wiatru kawałkom lodu z gałęzi. Przestraszyłam się, że ktoś z sąsiedniego pokoju usłyszy. Nie. Wypaliłam kiwając się, nie z zimna, ale z ekscytacji, szczerej podniety i miłości do bogów (których nie ma, ale są). Uklęknęłam na łóżku, spryskałam pokój tanim odświeżaczem powietrza... pomyślałam, zastanowiłam się... zaczęłam działać. Wzięłam laptopa, włączyłam, podłączyłam słuchawki, zrobiłam sobie zdjęcie z widocznym zegarkiem... Teraz zaczynam seans. :) Nieważne jak koszmarnym truchłem jutro będę, nieistotne są skutki, konsekwencje... Wszystko się wierci, opada, ześlizguje. Mam swój drobny w tym udział :) OVER>:]
