sobota, 22 marca 2014

Serwus, serwus! :D
Ostatni czas był u mnie 'niezrównoważony', było dziko, samowolnie, różnorodnie.
Specjalnie nie chce mi się pisać, więc trochę przemebluje (przynajmniej w tym poście xd), filmik z dzisiejszej wieczornej wizyty Boryska ;3. Sęk w tym, że tych nagrań i zdjęć są dziesiątki, ale późna godzina, wkurzenie narasta, pokutuje cały dzień, wstrzymuję się od żarcia... Słowem asceza połowiczna XD No więc były megaudane waksy ze Shizu we środę, waksy w piątek u Shizu z Łałaczkiem, nieobecność mentalna tego samego dnia w drodze ze Starówki na przystanek, w busie, w domu, w mym osobistym Pawilonie Medytacji... Napiszę o tym co najważniejsze, otóż- życie to cukierek. Słodka skorupka, a gryziesz i jest, kurde mol, gorzki! Dzikość! Ajajaj... Dam trochę fotek bo nie mam weny by pisać.




 To z pięknej środy, ludzie dziwadła :) Było wyjebiście, zrobiłam fajny filmik, zajmuje prawie 2gb, więc nie ma szans go tu zamieścić ;/ nawet jakbym zapisała w małej rozdzielczości to nie zmieściłby się, trwa prawie 16 minut! xd
Jutro będzie zapiernicz. Mam dwie poprawki w poniedziałek, sprawdzian z matmy, dialog z ang., oraz dwie prace z wosu do napisania na beznadziejne tematy... zarąbiście..
Dobra, zmykam bo spać mi się chce, ale tak naprawdę obejrzę coś jeszcze i po tym, być może, zasnę... xd DOBRANOCKA :X
 

wtorek, 18 marca 2014

18 marzec...

Ach życie niespokojne! To nie czas na tłumaczenia. Jestem podupadła. Czuję się jak zgwałcona kobieta, wystraszona, zbrukana, nieczysta, niespokojna, poniżona! Szoruję skórę, brudzę wnętrzności! Co to za ścieżka nad przepaścią, Virginio! Ile mam kroków zrobić, ile kamieni obsikać, ile kwiatów nasadzić, ile stworzonek zmiażdżyć? W którym miejscu rzucić się w tą przepaść, w tę nicość? Ilu pyłom pozwolić przez siebie przeniknąć? Zdrada! Hańba! Pokręcone, ugrzecznione życie w zniewoleniu! A bogom by się chciało robić tylko na złość! Właśnie dlatego, że ich nie ma! To horrendalny absurd! A ślady drobnych stópek na ścieżce znikają zanim pojawią się nowe! Ty Opatrzności (no bo do kogóż mam się zwracać, jeśli nie do abstrakcji?!), Ty ślepcze pozbawiony zmysłów i uczuć, gdzie się podziała twa litościwość?
18 marzec, 2014.
Dziś zbudziło się we mnie kilka skrajnych emocji, które na siłę próbowałam zamaskować. Moja wątroba- centrum wszechświata- z której dzień w dzień, na nowo, wyrasta ten bordowy, krwawy piołun, boleśnie pulsowała, rozpaczliwie drgała i wierciła się. Naiwna, wciąż ma nadzieję, na leczniczą dłoń, która przez nią przeniknie. Samurajowie mieli rację. Już o tym pisałam, sam środek brzucha przechowuje wszystkie uczucia. Zacznę od początku...
Dzień szkolny to taka wielka plama szaro- żółtawa. Znów wyraźnie dotknęła i wysuszyła pojedyńczość i opuszczenie. Wszyscy nędznicy i wszystkie kłamstwa. Lekcje były nudne i senne jak zawsze. Przerwy na palarni dzikie i szaleńcze. Znów dostałam bzika po energetyku ;] Powrót i krótka wymiana zdań na przystanku z koleżanką... Atmosfera opustoszenia, wieczystego pożegnania i jakiejś chorobliwej wciąż uderzającej świadomości szaleństwa. Znów wybuchłam niekontrolowanym śmiechem na ulicy. Sama do siebie, jakiś nędzny przyczynek, ale przecież to już odstaje od jakiejś normy, nie? Ale cóż nas, ludzi psów, to obchodzi? No właśnie. W domu zabawy przy komputerze, rozmowa niesłychanie dziwna z myszką moją, panią Mao, supermocna kawa, papieros i znów to znerwicowanie, ten haj, ta faza. Te drobne złośliwe, składające się z czystych grzechów, potworki wewnątrz mnie, rozpoczęły wielką uroczystość, wstały z łóżek, podniosły łebki. Nowy serial, który od kilku dni oglądam "Oniisama e", jakieś rozedrganie, bojaźń. (xd). Później jeszcze głębiej w obłęd. Rozmowy na fejsie, zaplanowanie jutrzejszych całodniowych wagarów (i tu mamy drugie skrajne uczucie, potężne wyrzuty sumienia, które już zdusiłam) i nagła potrzeba... dokładnego wymycia się peelingiem. Z początku miałam umyć tylko twarz, ale zaraz zaraz... to było już po suterenie. Tak, w suterenie, w piecu, ściskając wargami papierosa dorzucałam węgla, cała roztrzęsiona. Co się ze mną dzieje? Czy to ta kawa? Czy rzeczywiście wpływ czegoś odgórnego i nieprawdopodobnego? Co mną kieruje? Jakieś pragnienie, złość, chęć zemsty na samej sobie, silna potrzeba upadania i trwania w stagnacji, bo jest 'inspirująca'? Zadając sobie te pytanie wszystko szalenie komplikuję. I zdaję sobie z tego sprawę. To nie jest takie trudne, wcale. Ale nie chcę udzielać prostej i jednoznacznej odpowiedzi, nie chcę tej krzywizny przywracać do porządnych, prostych kształtów. Nie chcę się nawracać. To niewygodne, rozumiecie? Małymi krokami, ale przynajmniej sprawiedliwie zaczynam siebie oceniać. To dobry znak ;P
No więc ten gorący prysznic podczas którego zastanawiałam się, czy aby nie zostałam symbolicznie porwana. Wczoraj wieczór, spacer, cisza, księżyc w pełni, mężczyzna. Ale to nie o to chodzi. Czy ja samej sobie nie kruszę skorupy? Wszystko co czynię, czynię w samoobronie, a przecież niszczę sobie tarczę... Co ze mną?
Później jakoś wszystko obmył przypływ. Kłamstwo. To doprawdy nie ma znaczenia. 
Mam zamiar po północy obejrzeć trzygodzinny, chiński "Peron", jutro- owszem- wsiąść do busa i pojechać, ale nie pójść do szkoły, tylko na wagary z koleżanką, na cały dzień, wrócić do domu i pokutować swoje, jak zawsze :)
Dobra, tak trochę dziś ponurawo, więc na koniec akcent optymistyczny XD SAYOONARA


poniedziałek, 17 marca 2014

B. dużo wspomnień

17 marzec moi drodzy!
Wystarczy jeden dzień, a po nim następny... I tak, jak piasek przez rozchylone palce, czas posypie się, umknie. Na moment odwrócisz wzrok, a jego już nie ma, czmychnął skurczybyk!
Choć najłatwiej byłoby wszystko znów streścić tymi moimi słowami kluczami 'różności, westchnięcia, krzywe miny, twarze- a to wszystko w ciągłej rozsypce, ciągle się wiercące, opadające, ześlizgujące...', choć tak byłoby najłatwiej spróbuję tego nie robić ;P.
Ferie, Belgia- Antwerpia, Holandia- Amsterdam. Pierwsza niedziela na rommlach, gdy szukałam chińskich sprawunków, fajek wodnych, wachlarzy i zapalniczek. I gdy, po odejściu rodzinki, kupiłam zapalniczkę z naklejką nagiej kobiety uśmiechając się niewymownie do sprzedawcy. Gdy spacerowałam po okolicy, czując przyjemne skurcze serca przy obserwowaniu ludzi i szyldów ("Apoteek, lub Apotheek"...:D), na dziwnym przyszkolnym osiedlu, gdzie paliłam papierosy słuchając właśnie 'Only teardrops', Grubsona, Rihanny. Zawsze tam, niezmiennie tam. Taka słodko- gorzka rutyna. Filmy oscarowe, zakupy w centrum Antwerpii, jazda metrem, bieganie na maszynie xd. Drinki, zioło, horrory! No i ten Amsterdam w następną niedzielę. Ta blond palaczka z knajpy Marokańczyka na koniec dnia. Marihuana w coffee shopie. "Its tiny" wśród gęstych dymów w maleńkiej łazience i to ciężko wypowiedziane "Yes". Dwie największe w Europie dzielnice czerwonych latarni. No właśnie, przecież ta fascynacja jest śmieszna! Pamiątki, muzea (Rijks Museum, Muzeum Tortur, Muzeum erotyczne...), chińskie jedzonko, swoboda, wyzwolenie! Amsterdam ma wszystko. Cudowny liberalizm i tysiące rowerów! Trawka, dzielnica rozkoszy, kanały... Tęskno mi do tego miasta. 
No i te dwa loty. W Modlinie, gdy paląc papierosa czułam na sobie wzrok innych (no na litość boską, leciałam pierwszy raz, stresowałam się! i to sama!), potem gdy podszedł do mnie strażnik mówiąc 'pani 3 metry dalej...!' i postrachałam się wtedy. Potem wracając, w tej dziwnej miejscowości francuskojęzycznej, nie pamiętam nazwy XD, gdy łkając żegnałam się, potem ściągałam buty, nie zostałam obmacana, znalazłam jakieś polskie dziewczyny i 
 spokojnie już wsiadłam do samolotu... Te widoki, z lotu ptaka ;D 


No i Warszawa... niesamowity koncert Peszek, konfiskata kamery (kurwa mać...), opłata za konfiskatę, bezzwrotnie 20zł! Ale tę nieprzyjemność uciszyły dźwięki muzyki Peszek. "Ostatni, dziki czas"... Tak wiele, szkoda, że nie byłam systematyczna ;]
I to co zwykle robię w stolicy gdy tam jestem. Z bratem na zakupy, księgarnie, spacery, Yves Rocher. 


No i w domu. Wielkie oczekiwanie na Oscary...!
Przyjechał brat, obejrzeliśmy razem, ale nie całe. W poniedziałek o 6.30 miałam się stawić w Sandomierzu pod gim. nr 1. Do Sandomierza jadę ok. 35 minut, samochodem, bo busem dłużej rzecz jasna. Nie zdążyłam tylko na ostatnią kategorię... Najlepszy film. Zniewolony, oglądałam, dobry, ale nie najlepszy xd Większość moich obstaw w najważniejszych kategoriach spełniła się. Aktorka, aktor... W tym roku obejrzałam najwięcej spośród oscarowych filmów, na same 'potrzeby gali'xd, najwięcej :) 
Wycieczka do Krakowa, UJ, wykłady, potem wolny czas, starówka. Z Shizukoo, Julą, Michałem, Anią, Magdą... Rozmowy, spacery, papierosy- klasyk. Ale było spoko :)



Potem Manifa... Wielkie oczekiwanie, bo przecież po manifie już nie ma na co czekać i ma nastąpić śmierć! Ale na manifie nie byłam. Moje podłe zachowanie itd. itp... Oczywiście, macie rację moi najdrożsi, ale to jest niezmienne, nie interesuje mnie to, to sprawka moich cudownych wszystko wiedzących bogów, bogiń i pluszaków. Ja nie jestem odpowiedzialna za to, co robię, niech mnie licho wessie! Nie jestem! Nie obwiniać mnie! Mój mózg dawno już wyskoczył z głowy, teraz wszystkimi działaniami kierują wiecznie nienasycone zmysły, dziki instynkt, zwierzęce pragnienia, małe szklane odłamki kolorowych luster nazywane pluszakami, opiekuńcze oczka, drobne duszki... Gwiazdy. Nie jestem żadnym więźniem, myślę, że częściowo zrzuciłam ten specyficzny łańcuch, wy głupcy! Co do diabła! Pojmujecie jak to zrobić?! Jak się rozkuć?! Na pewno nie. Ja też nie :) U mnie to wyszło samoistnie, właściwie dzięki moim półświadomym rytuałom i bożkom. Jestem oto Macierzą wszechrzeczy i koniec. Kto mi zabroni w to wierzyć? Ludzie? Koty? Myszy? Nikt. Nawet księżyc.
Na manifie więc nie byłam, zamiast tego odwiedziłam babunię. Dwa dni. Trochę porządków, wypucowałam na błysk drzwi kuchenne, zrobiłam sobie z siostrą sesję zdjęciową na górkach przy starym na wpół zawalonym domku naszej prababci, pooglądałam TV  Trwam, posłuchałam radia Maryja i wróciłam nieznacznie odświeżona. Rzeszów był uroczy. Ta sobota, jakieś pozerstwo (w ogóle coś niedobrego u mnie w tej materii zaczyna się dziać!), ładny sweterek po promocji, kolacja pizzowa w półmroku... Matras, święty sklep. Dosyć długa wymiana zdań ze sprzedawczynią na temat dostępnych pozycji Virginii Woolf, lub reportaży z Chin, Korei, Japonii... Albo jakieś wspomnienia, albo powieść nawiązująca, albo biografia! No i kupiłam wówczas dwie ładne zakładki (później dałam jedną koleżance bo były na mnie zezłoszczona, nie wiem dlaczego) i książkę dla dzieci o Panu Mao za 6,90zł! I jeszcze 'Prowadzący Umarłych, Chiny z perspektywy nizin społecznych' (Ta sobota to był 8 marzec, dzień przez tą upragnioną manifą). Dzień Kobiet, ale w sumie dla mnie to było bez znaczenia. Nikt mi nic nie ofiarował, brat tylko rzucił jakieś słabe życzenia. I dobrze, ach tak, bardzo dobrze :) Nie obchodzimy tych świąt i okazji co wszyscy :) My dzikusy tego nie robimy!!!



Kolejny tydzień, kolejne paczki papierosów, kolejne analizy, rozmowy, tulenia, uśmiechy i szkolne bzdury. Takim charakterystycznych, bo nieczęstym zdarzeniem w tamtym czasie był mały kebab przy przystanku, a za nim ja z Adą i West Icem. Taki szczególik, ale piszę co się da XD No i piątek... Pamiętny piątek 14 marca... Lekcje były chyba normalne, nie pamiętam by coś specjalnego się działo (pogoda była śliczna, a dziś piździ na potęgę...). Ale to, co było po szkole... Z Niedziółką, Lipcem i Basakiem poszliśmy do domu tego ostatniego szkraba po... klatkę dla myszy, którą od niego zamierzałam kupić za 20zł... Cisza, pies, fajka, bursa, cmentarz żydowski i dom i pies i śmiech i pozerstwo... Dobrze, sklep zoologiczny. O wszystko pytam tą mendę przymuloną, ale wyciskam wszelkie informacje z wielkim trudem. ("Dlaczego na Boga, on musiała ciągnąć tę myszkę za ogon?!") Dobrze, dobrze, doskonale. Kupiłam wszystko. Myszkę też. Wbrew zakazowi. Jako futrzana zemsta, która i tak nie podziała :( Wiozłam cały ten dobytek w busie, kierowca nie zwrócił uwagi, miał szczęście... Zaciekawione spojrzenia ludzi gdy głaskałam pudełko z myszą i przemawiałam do niej... Moja kochana myszka... Pani Mao- imię po moim poprzednim wcieleniu. Himitsu, tajemnica, Natre Napaczan Gan, Onee chan... Ona ma tak wiele imion, jest taka słodka... Następny post będzie z jej zdjęciami i w ogóle mało treści dużo obrazków ;]

Coś tam opisałam, ekspresowo, niedokładnie, ale jest. Nie mogę zrezygnować z blogowania, muszę się ogarnąć i znaleźć każdego dnia choć pół godziny.
Dobranoc, moje miłe dzikusy xD Nie zrzucajcie łańcucha, poczekajcie z tym na mnie ;D