Koszmarne nudy...
Oczywiście, czego mogłam się spodziewać, nowiutka, jeszcze ciepła rutyna upadła. Była tak krucha, nietrwała- rozsypała się. Wszystko za sprawą wyjazdu rodziny i- co za tym idzie- wejścia w posiadanie nieograniczonej przestrzeni wolności. Home alone! Jasne w teorii brzmi fantastycznie- sama w domu, mogę robić co chce, impreza, fajki, głośna muza (oj jakaż to nieopisana przyjemność- szczególnie w piątek- w trakcie postu;p) ale... w praktyce wygląda to diametralnie inaczej! Wstałam już rozdrażniona, ponieważ- jednak- jeszcze dzisiaj (bo ok. 1.00) zdecydowałam się jechać, ale... (ponieważ o 1.00 jeszcze nie spałam...) nie wstałam na godzinę, którą rodzice wybrali jako godzinę wyjazdu... Ech, szkoda pisać. Byłam zła na siebie, złość osiągnęła jeszcze wyższy stopień gdy spojrzawszy za okno uroniłam łzę w przekonaniu iż w Warszawie niebo- choć również zapewne ponure- jest piękniejsze. Dlatego piękniejsze bo osłania więcej ludzkich istot :] Och, zaczynam być sztuczna... Takie stosuję niepotrzebne ubarwienia językowe, że w efekcie gubię się- zapominam o czym miałam pisać ;p
Krótko- żałuję, że nie pojechałam, marnuję chwile tego dnia od momentu gdy wstałam.
Po cóż nam jednak to bezustanne narzekanie- zabijamy się tym. Więc, pozytywne nastawienie 'zawsze jest jutro' (jeśli nie chce się od razu;p) i w mym przypadku- włączamy Seks w wielkim mieście :) Stąd ten wstęp- żydowskie przywitanie ;] Oglądałam (w zasadzie słuchałam tylko) akurat odcinka, w którym Charlotte (jedna z głównych bohaterek) decyduje się na przejście na judaizm i zaczyna naukę z tym związaną ;] W tym momencie oglądam ostatni odcinek ostatniego sezonu (losowo wybieram), słucham właściwie.
Okej, zacznę lepiej od początku.
Wstałam koło 9.30, część rutyny, którą zachowałam- ćwiczenia, na śniadanie jajka gotowane na miękko plus "Czarodziejki 5" (też amerykański serial) na polsacie. Potem... Już tylko to co robię do teraz- komputer, Seks w wielkim mieście, głośna muza (no, chociaż to) poza tym- napady wściekłości, dokuczanie psu, zaciąganie się zapachem świeczek, palenie fajki (no to też można 'odfajczyć' na liście;p). No słowem- nudy. Nie ma o czym pisać, lepiej posłuchać muzy:
"The green and the blue" Amy MacDonald- tak na poprawę humoru :]
Tego utworu chciałabym słuchać będąc w miejscu tak urokliwym i zachwycającym jak to: ;]
Och, ileż ja już czasu zmarnowałam na bumelowaniu! Zasnę niespełniona i z poczuciem, że totalnie nie wykorzystałam tego dnia, ale... co tam ;]
Znalazłam ten 'utwór' w swym zeszycie, musiał zostać napisany bardzo dawno temu, ale jest w pewien sposób zabawny, pewnie mało wartościowy pod względem artystycznym, ale zabawny :P
Odludzie
Pomruki w deszczowych lasach,
demony i duchy na zielonych trasach
serc kryształ duszą ziemi

zupełnie wolna żyje Istotnica
wciąż ciepła, niewinna, przecudna dziewica
Harmonia, przestrzeń, wiatr i deszcz
wartości prawdziwe dla kobiety
miłości, młodości i ulotności niestety
Mieszka tam i czeka na dziewczynę
wyjętą z pnączy, maleńką kruszynę
Pod wodospadem bez innych
Po spełnieniu marzeń niewinnych
Do końca życia w spokoju
Samotnie lub z kimś w nieczystym pokoju
Tak piękne to jest
i gdyby miała choć odrobinę tej wielkiej siły
te marzenia z każdym dniem wcale by nie gniły
Och, jak koszmarny ten utwór jest... Jedyne na czym mi zależało podczas jest pisania, zdaje się, były regularne rymy ;p
Chyba nie mam o czym więcej pisać...
Może na zakończenie trzy moje ulubione przysłowia chińskie :]
"ŻABA NA DNIE STUDNI NIGDY NIE ZOBACZY MORSKICH FAL"
(trochę to mnie dołuje- w końcu sama mieszkam 'na zadupiu';p)
"NIE SZUKAJ IGŁY W OCEANIE"
"NAWET NAJDŁUŻSZA PODRÓŻ ZACZYNA SIĘ OD JEDNEGO KROKU"
(w tym przysłowiu zawiera się w zasadzie całe przesłanie techniki kaizen- małe kroki;])
www.youtube.com/watch?v=bYGSuCG24U0- cudowny utwór Enyi, jak uspokaja... :]
Czas kończyć, jestem już zmęczona, boli mnie głowa, siedzę od rana przy kompie i...
o rany znów zaczynam narzekać! Dość!
Virginia w jednym ze swych esejów napisała iż
Czas kończyć, jestem już zmęczona, boli mnie głowa, siedzę od rana przy kompie i...
o rany znów zaczynam narzekać! Dość!
Virginia w jednym ze swych esejów napisała iż
"Radość trzeba znosić tak samo jak smutek"
w innym napisała:
"Życie w większości przypadków ma dla nas niewielkie znaczenie"
Dziś będę się nad tymi słowami zastanawiała i pomału, po pełnej interpretacji przyznam Virginii rację.
Teraz już się żegnam, więc- na razie :]

Bye bye! :-)
Bardzo podoba mi się twój blog, nawet oderwałam się od książki (bardzo ciekawej,którą czytam od wczoraj). Twoje wpisy są bardzo dojrzałe i czuję jakbyś wiedziała jak to być mną;)
OdpowiedzUsuńDziękuję, bardzo mi miło :] Szczególnie, że to pierwszy komentarz! Będę się starała zamieszczać wpisy każdego dnia, więc serdecznie zachęcam do czytania:)
UsuńPozdrawiam.
Na pewno będę czytała:)
Usuń